Janusz Korwin-Mikke: Klaśnięcie dłonią

2014-07-15 4:00

Na temat policzka, który wymierzyłem p. Michałowi Boniemu (CEP, PO), już nie chce mi się pisać. Pisałem i mówiłem dziesiątki razy, Państwo o tym na pewno wiele razy czytali. Natomiast ciekawe jest co innego. Spoliczkowanie kogoś w towarzystwie to nie jest pobicie - broń Panie Boże! To symboliczny akt, oznaczający, że spoliczkowany popełnił coś złego. I tu popełniłem pewien błąd...

Otóż "Kodeks honorowy" Boziewicza wyraźnie mówi, że honorowe prawa nie przysługują donosicielom. Należało więc p. Boniego raczej opluć, niż policzkować - albo w ogóle nie brudzić sobie rąk. I śp. Boziewicz miał rację: p. Boni uczynił coś absolutnie zaskakującego! W normalnym towarzystwie osoba spoliczkowana jest traktowana jako pozbawiona honoru - nie zaprasza się jej nigdzie, stara się unikać - dopóki albo nie uzna swej winy, albo nie wyzwie na pojedynek, albo nie zwróci się do Sądu Honorowego (nie państwowego, oczywiście!) o oczyszczenie dobrego imienia. I oczywiście nikomu nie mówi o tym, co się stało!

Przecież celowo spoliczkowałem go (proszę zauważyć, że piszę "go" z małej litery!) na zamkniętym spotkaniu: kilkunastu CEP-ów, kilka osób z MSZ - pełna dyskrecja. Tymczasem p. Boni w 10 minut po fakcie usiadł do komputera i sam poinformował o tym cały świat - ośmieszając się kompletnie, a mnie robiąc znakomitą, zupełnie niechcianą reklamę. W ciągu kilku dni liczba "polubień" mojego Facebooka wzrosła z 400 000 na 450 000 (cała Platforma Obywatelska ma łącznie tylko 50 000 "polubień"!).

Ludzie przy tym nie całkiem rozumieją, że nie spoliczkowałem go dlatego, że był kapusiem SB - lecz za to, że świetnie wiedząc, że kapusiem był, publicznie w telewizji wyzwał mnie od oszołomów, "sejmowych błaznów" itd. Potem, gdy się przyznał, nie raczył mnie przeprosić. Nawet gdy kilkakrotnie publicznie ostrzegłem, że to zrobię - nie przeprosił. Oświadczył tylko lekceważąco, że przecież raz miałem okazję to zrobić - a nie zrobiłem; czyli: moje słowo jest mało warte. Nawet gdy stanąłem przed nim, zamiast "Przepraszam" powiedział "Dzień dobry" - i nie zareagował na odpowiedź: "Nie mówi się Dzień dobry, tylko Przepraszam!...". Cóż - zrobiłem, co do mnie należało. Tak, że gratulowali mi nawet liczni agenci bezpieki. Też nie lubili p. Boniego. Ale zadziwiło mnie - i zabolało - co innego. Otóż ktoś - chyba szef protokołu MSZ - powiedział potem, że pewno źle się czuję "między nami". Czyli ustawił się w jednym obozie z kapusiem i kłamcą Bonim - przeciwko mnie! W tym momencie uświadomiłem sobie, że wśród zaproszonych CEP-ów jest co najmniej czterech agentów SB - i Bóg wie ilu agentów innych służb. Czym prędzej ukłoniłem się - i wyszedłem.

Oczywiście w każdym kraju wywiady usiłują obsadzić swoimi agentami przede wszystkim MSZ. Jednak jeden człowiek z tym sobie poradził: JE Aleksander Łukaszenka. Prezydent Białorusi, wiedząc, że Jego MSZ naszpikowane jest agentami rosyjskimi, amerykańskimi, polskimi, brytyjskimi, francuskimi i Bóg wie jakimi jeszcze - po prostu wyrzucił wszystkich! I przyjął do pracy młodych, 22-23-letnich facetów, znających obce języki, jak najdalszych od polityki. I to właśnie zrobimy po dojściu do władzy. Nie tylko z MSZ-em...

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail