Janusz Korwin-Mikke: Dziś Kopernik zszedłby na złą drogę

i

Autor: Andrzej Lange

Janusz Korwin-Mikke: Ceny podręczników - zgroza!

2013-09-10 4:00

Jak na pewno Państwo zauważyli, ceny żywności są bardzo niskie. Rolnicy skarżą się nawet, że za niskie. I chcą, by państwo "coś z tym zrobiło". Cóż: biorą dotacje od Unii - to niech siedzą cicho!

A ceny telefonów komórkowych i ich połączeń? Co chwila jakaś nowa promocja, co tydzień taniej...

Dlaczego spadają? Bo jest wolny rynek. Trwa wyścig szczurów. Producenci zmuszeni są do konkurencji. Bo możemy kupić od jednego albo od drugiego...

Z kolei ceny prądu, gazu, benzyny, ropy - nieustannie idą w górę. Także np. abonament na reżymową TVP. Bo wpływ na nie mają politycy i urzędnicy. Ludzie, których w gruncie rzeczy należałoby powywieszać - tak szkodzą każdemu z nas. I całej gospodarce.

Otóż na ceny podręczników też wpływ mają urzędnicy. I dlatego ceny te są prze-ra-ża-ją-ce! Co wiem, bo moje wnuczęta chodzą do reżymowych szkół.

Prywatne firmy potrafią sprzedać zeszyt w pięknej, kolorowej okładce z wypukłym drukiem - za 89 gr. Tymczasem podręcznik, w mniej efektownej okładce, nie kosztuje 4 zł, tylko np. 20 zł...

Ja rozumiem, że prawa autorskie. Ale te podręczniki wydawane są w nakładzie dziesiątków i setek tysięcy egzemplarzy. A przecież autorzy nie zarabiają na nich setek tysięcy i milionów złotych?

Książki kosztują tyle, ile kosztują, bo ONI mają monopol na kształcenie naszych dzieci. Tak: my MUSIMY posyłać je do szkoły - a programy tych szkół i podręczniki do nich są zatwierdzane przez urzędników.

Ponieważ podręcznik niezatwierdzony się nie sprzeda - a zatwierdzonego sprzeda się setki tysięcy - przeto Panom Urzędnikom trzeba dać w łapę, by zatwierdzili. I to jest dodatkowy koszt, który trzeba doliczyć do ceny książki.

Dodatkowy kłopot polega na tym, że dobry autor się ceni i nikomu w łapę nie da. Łapówki dają beztalencia. Wiedzą, że bez tego ich podręcznik nie ma szans. Książki są więc z tego powodu nie tylko drogie, lecz także złe.

Wiem, bo je czasem przeglądam.

Do ceny książki należy doliczyć koszt ekspertyz. Jakieś facetki (rzadziej faceci) wymądrzają się i każą poprawiać. Gdyby śp. Marian Falski musiał przez to przechodzić, pierwsze zdanie jego "Elementarza" brzmiałoby zapewne: "Ala ma Asa, a Alek ma Maksa" - bo muszą przecież tam być przedstawiciele obydwu płci.

Co gorsza, ci "eksperci" to często po prostu zboczeńcy, lubujący się w gorszeniu dzieci. Taki rodzaj pedofilii. Dodają więc do podręczników nawet do pierwszych klas koniecznie coś o płci (nazywanej "seksem") - i na ogół o rozmaitych zboczeniach.

Ci deprawatorzy dzieciarni w normalnym kraju natychmiast znaleźliby się przed sądem, a ich podręczniki zostałyby spalone. Jeszcze wyższe kary ponieśliby urzędnicy zatwierdzający takie podręczniki.

Jedyne wyjście, jeśli nie chcemy, by ONI nadal rządzili - i nie przyszli jeszcze inni ONI - zlikwidować Ministerstwo Edukacji Antynarodowej, sprywatyzować szkolnictwo - i od razu się okaże, że szkoły mogą być trzy razy tańsze niż obecnie (przecież nie są darmowe - opłacamy je w podatkach!), a podręczniki cztery razy tańsze.

Proste jak 2 x 2 = 4.