Janina Paradowska: Kaczyński to polityk myślący

2011-10-25 22:43

"Super Express": - Czy ostatnia seria wypowiedzi Zbigniewa Ziobry obawiającego się rozłamu w PiS zapowiada kryzys w Prawie i Sprawiedliwości? Janina Paradowska: - Dopóki PiS kieruje Jarosław Kaczyński, dopóty nie będzie tam poważnego rozłamu. Dotychczasowe kończyły się politycznym niebytem - jak PJN, albo pokornym powrotem - jak w przypadku Kazimierza Ujazdowskiego. PiS w takim kształcie jak dzisiejszy jest autorską partią Kaczyńskiego. Odejście Ziobry, bądź całej grupy posłów, oceniam jako mało prawdopodobne. Takie secesje mają zresztą sens pod koniec kadencji Sejmu, nie na początku.

- Dlaczego zatem posłowie Cymański i Ziobro zdecydowali się na te krytyczne głosy?

- Widzą pewien niepokój w szeregach. I trudno im się dziwić, gdyż kolejna kadencja w opozycji to rzecz dla każdej partii przykra. Widzą też, że z Jarosławem Kaczyńskim ciężko będzie wygrać kolejne wybory. Martwi ich perspektywa ograniczona do trwania przy prezesie. Nadal uważam jednak, że PiS Kaczyńskiego jest w tej chwili być może najtrwalszym elementem polskiej polityki.

- Powiedzmy, że Ziobro nie odejdzie. Kaczyński może go wyrzucić?

- Kiedy tylko zechce. Byłoby to jednak nieostrożne i niepotrzebne. Wydaje mi się, że obaj jednak jakoś się dogadają. Z ostatnich wywiadów prezesa wynoszę, że nie ma on już takiej chęci wyrzucania z partii niepokornych polityków. Wciąż mam Kaczyńskiego za polityka myślącego, który chce jeszcze funkcjonować przez lata. Dopominanie się przez Ziobrę o powrót do wielonurtowości PiS nie jest zresztą wbrew prezesowi. Kaczyński miał przecież ciekawą koncepcję poszerzenia list do Sejmu o niezależnych ludzi świata nauki. Choć w większości nie weszli oni do Sejmu i prezes jest znów skazany na Błaszczaka z Kuchcińskim.

- Wynoszenie na zewnątrz opinii o rozłamie bądź krytyczne uwagi o otoczeniu szefa partii często prowadziły do usunięcia z partii. Nie tylko z PiS. Zbigniew Ziobro musi mieć tego świadomość.

- Oni chyba czują, że Kaczyński jest dziś nieco słabszy. I normalną rzeczą jest, że różne frakcje zaczynają w tej sytuacji walczyć o pozycję. Zwłaszcza po tym, gdy prezes postawił na frakcję PC: Błaszczaka na szefa klubu, Kuchcińskiego na wicemarszałka. Mimo że nie odnoszą już jakichś sukcesów. Tymczasem frakcja Ziobry niewątpliwie się wzmocniła. Mularczyk pociągnął listę, dając dwa mandaty więcej! Choć przyznam, że ta "grupa Ziobry" nie jest dla mnie tak łatwa do identyfikacji...

- Media piszą, że Kurski, Mularczyk, Kempa...

- Tak, ale piszą też, że 20 posłów, że europoseł Cymański. A jego przypadek jest chyba inny. Podejrzewam, że wynika z prostoduszności i otwartości Cymańskiego. Nie postrzegam go jako kogoś, kto gra. Ale pole wolności wewnątrz PiS będzie musiało się poszerzać. W sposób naturalny. Tak jak naturalnie nastąpi zmiana pokoleniowa. Kaczyński należy do generacji, która będzie raczej schodzić ze sceny politycznej. Ziobro dopiero na nią wchodzi.

- Słyszałem, że reakcja Ziobry mogła być związana z zagrożeniem, jakie widzi w Mariuszu Kamińskim, byłym szefie CBA. Ludzie CBA dostali niezłe miejsca na listach. On sam ma wyrastać na następcę Kaczyńskiego...

- Byłoby to dla mnie dziwne. Kiedyś słyszałam, że prezes Kaczyński widział jako swojego następcę Janusza Kurtykę. I to byłoby zrozumiałe. Kurtyka miał pewien format intelektualny, był mu bliski światopoglądowo. Kamiński całą swoją nieudaną karierę zawdzięcza zaś Kaczyńskiemu.

- Zbigniew Ziobro też nie pojawił się w rządzie jako bezpartyjny fachowiec ściągnięty z uczelni.

- Tak, ale Kamiński raczej odstrasza potencjalnych wyborców. Jego były zastępca z CBA, pan Wąsik, przepadł w wyborach! Kamiński to polityk skompromitowany, którego wystawienie do Sejmu było skandalem. Podobnie jak brak reakcji na to mediów. To nie jest rywal dla Ziobry. Ziobro ma bez porównania mocniejszy wizerunek publiczny. I duży potencjał polityczny. U Kamińskiego jest on mizerny.

Janina Paradowska

Publicystka tygodnika "Polityka"