Trzeba wam wiedzieć, że w cieniu narodowego święta lewica miała własne, skromniejsze obchody. Właśnie minęła smutna, piąta już rocznica śmierci Mieczysława Rakowskiego. Kto jeszcze pamięta jego słynne "sztandar PZPR - wyprowadzić"? W SLD pamiętają. Partia postanowiła uświetnić rocznicę śmierci swojego nestora, organizując w Sejmie debatę. Wybrałem się tam. Nie po to, żeby słuchać wspominków o Rakowskim w wydaniu redaktora Daniela Passenta.
Chyba nie ja jeden bardziej byłem ciekawy, co powie były prezydent Kwaśniewski. Już samo jego pojawienie się było sensacją. Pewnie - był ministrem w rządzie Rakowskiego. Jednak jego obecność w jednej sali z Millerem była czymś niesłychanym. Kwaśniewski przecież otwarcie wystąpił przeciw SLD i poparł Janusza Palikota. A tu nagle pojawia się na SLD-owskim spędzie. Kiedy w swoim przydługawym wystąpieniu doszedł do końca, sala wstrzymała oddech. Przyszła pora na klasyczne "gdyby Rakowski żył". Nie ja jeden oczekiwałem, że Kwaśniewski za pomocą Rakowskiego pouczy salę, że "Mietka bolałyby podziały na lewicy".
Wielu oczekiwało, że Kwaśniewski będzie nawoływał do jedności, a może nawet pośmiertnie zapisze Rakowskiego do palikotowego ruchu. Nic z tego! Kwaśniewski słusznie zauważył, że Rakowskiego bolałaby potęga dzisiejszego kapitału, rosnące podziały na biednych i bogatych oraz słabość centrolewicy w Europie. I tyle. Nic o Europie Plus, Palikocie czy siedzącym na sali Ryszardzie Kaliszu. Wielu słuchających oniemiało z wrażenia. Okazało się, że gramy dalej, że "SLD-owcy nic się nie stało".
Ktoś zapyta: Co to za kapitulacja? Otóż mała, jak przystało na Kwaśniewskiego, ostrożna. Pan prezydent jak zwykle zostawia sobie furtkę. Wysyła czytelny sygnał do SLD, że nie chce już wojny, że jest gotowy złożyć broń. Ale zawsze może powiedzieć, że zwyczajnie nie chciał politykować w rocznicę śmierci Rakowskiego, że nie godziło się, że w taki dzień wypadało podać Millerowi dłoń itd., itp. Tylko kto jeszcze dziś w Polsce w taką zgodę ponad podziałami uwierzy?