Jan Wróbel

i

Autor: archiwum se.pl

Jan Wróbel: Temat zastępczy - kibole

2013-08-21 4:00

Komentarze do ostatnich incydentów z udziałem pseudokibiców

"Super Express": - Jak pan, jako fan piłki nożnej i komentator życia publicznego, ocenia ostatni wysyp chuligańskich wybryków kiboli? To dowód, że zjawisko wymknęło się spod kontroli, czy może jest letnim tematem zastępczym?

Jan Wróbel: - Temat zastępczy to na pewno. A że radzimy sobie z tym na 3+, a nie na 5 - też na pewno.

- Całkiem wysoko ocenia pan tę skuteczność. Ja bym więcej niż 2- nie postawił.

- Od wielu lat toczy się bardzo konsekwentne postępowanie wobec chuliganów, którzy stroją się w barwy klubowe. O pewnej skuteczności świadczy wiele zatrzymań i udaremnienie wielu aktów przemocy, do których, dzięki sprawnym działaniom policji, nie dopuszczono. Zresztą policjantów bardzo się w tym obszarze nie docenia. Wielokrotnie widziałem oddziały prewencji, które zachowywały się mądrze i godnie, jak przystało na kraj demokratyczny.

- Można się zastanowić, czy nie dałoby się lepiej zapobiegać interwencjom policji.

- Wiadomo, że walka z działalnością chuligańsko-przestępczą jest bardzo trudna i też nie można jej sprowadzać tylko do działalności antygangsterskiej, związanej choćby z przemytem narkotyków, którą zajmuje się CBŚ. Na drugim biegunie mamy bowiem zwykłe szczeniackie wybryki, które nie zasługują, żeby ich sprawców wyprowadzać w kajdankach i stawiać pod pręgierz. Zresztą musimy sobie zdać sprawę z jednego.

- Z czego?

- Chyba nikt z nas nie chciałby żyć w kraju, w którym państwo ma taką władzę nad społeczeństwem, że zanim obywatele popełnią przestępstwo, to przez sam fakt swojego ubioru, zachowania czy znajomych, zwrócą na siebie uwagę służb, które w zarodku zduszą ich chuligański zapał. Takiej Polski nie chcieliśmy i, jak myślę, nadal nie chcemy.

- Rząd ma trochę inne spojrzenie na sprawę - od wydarzeń w Bydgoszczy poszedł na wojnę z kibolami. I osobiście nawet bym nic przeciwko temu nie miał, gdyby chociaż widać było efekty tych działań.

- Ale to jest ten sam premier, który chciał zapisać Polskę do strefy euro. Po prostu nauczyliśmy się, że wypowiedzi Tuska nie należy traktować poważnie. Ale czy to ma coś wspólnego z oceną działań różnych służb państwowych, na które rządzący mają słaby wpływ, jeśli chodzi o walkę z chuliganami? One radzą sobie, jak już wspomniałem, nie najgorzej, choć mogłyby lepiej, ale jeśli premier czy minister uważa, że osiągniemy w tej walce ogromny sukces i oni wiedzą, jak to zrobić, to trzeba tych panów pytać, czemu nie trzymają gęby na kłódkę.

- A czemu powinni?

- Tylko minister Kwiatkowski był taki, że zrobił to, co zapowiadał w kwestii walki z tzw. przestępczością stadionową. Był wyjątkiem i dlatego przestał być ministrem. Natomiast ci wszyscy, którzy mówiąc to, co mówią, tego nie zrobią, mogą liczyć na wsparcie u premiera.

- Usta pełne pustych obietnic pewnie ośmielają stadionową "bandyterkę". Nie ma pan jednak wrażenia, że są środowiska opiniotwórcze, które starają się tym łobuzom dać alibi, pokazując, że nie brakuje takich, którzy popierają ruch kibolski?

- Środowiska, które opowiadają bajki o tym, że grupy kibicowskie może w niezbyt elegancki sposób, ale jednak walczą o poszerzenie sfery wolności słowa, tylko się takim stawianiem sprawy kompromitują. Świadczy to o neurozie środowisk antyrządowych, które z każdego głupstwa, jeśli tylko jest dla rządu nieprzyjemne, starają się wyciągnąć jakieś dobro.

- Tym szukaniem dobra nie dają mandatu kibolom do działania?

- Trzeba by pytać kiboli. To oczywiście przykre i głupie, ale nie sądzę, żeby miało istotny wpływ na ich zachowanie.