"Super Express": - Według "Dziennika Gazety Prawnej" rządowi nie tylko nie udało się spełnić obietnicy wyborczej i zredukować liczby urzędników administracji publicznej, ale ciągle ich tam przybywa. Co się stało z hasłem PO taniego państwa?
Jan Wróbel: - Platforma głosiła to hasło, bo budziło ono sympatię społeczną. Więc potem je regularnie powtarzała, ale w ślad za tym nie szła praca koncepcyjna. Nigdy się nie dowiedzieliśmy, ile będzie tanie państwo kosztować, jakie cele ma realizować lepiej, a jakie gorzej. Ale nagle przyszedł kryzys, zastukał do okienka i pojawiła się potrzeba szybkich cięć wydatków na administrację.
- A skąd pomysł rządu, by ciąć wszędzie o 10 proc., a nie w zależności od potrzeb konkretnych instytucji?
- To pomysł najmniej sensowny z punktu widzenia racjonalnych wydatków, ale najbardziej sensowny z punktu widzenia łatwości wprowadzenia. Wszystkim tniemy po równo, bo wszyscy są jednakowo pokrzywdzeni wskutek napaści obcej nam siły - kryzysu. To ogłoszenie karnych cięć administracji o 10 proc. było jedynie taką operacją arytmetyczną. Tanie państwo wymaga innego rodzaju alokacji środków publicznych - ma wydawać mniej, żeby miało trochę zmniejszone cele i nie musiało samo robić wszystkiego.
- Trybunał Konstytucyjny zdecydował, że cięcia są niezgodne z konstytucją. Może to jakieś alibi dla premiera, któremu wcale nie zależy na odchudzeniu administracji?
- Nie sądzę. Bo jeśli reforma okazuje się niezgodna z prawem, jest to zawsze i wszędzie kompromitacja i ośmieszenie tego, kto ją wprowadza. Wydawanie dyspozycji niezgodnych z prawem oraz drażnienie pracowników i odbiorców usług administracji publicznej chyba nie są warte bonusu, jakim jest ostateczne zaniechanie cięć. Po prostu rząd powinien powiedzieć na początku, że administracja to zbyt cenny segment państwa, żeby go tak krzywdzić.
- Pan też tak uważa?
- Jestem zwolennikiem państwa ograniczonego, wąskiego. Jednak hasło pomniejszania administracji nie wydaje mi się rozsądne. Nowoczesne społeczeństwa mają wobec swego państwa rosnące, a nie malejące oczekiwania, a te nie będą dobrze spełnione przez kadłubowe służby publiczne. Ludzie tylko chcą słuchać, że państwo będzie mniej kosztować, ale w życiu realnym chcą, żeby to państwo lepiej działało. Mamy różne doświadczenia z urzędami publicznymi. Jest wśród nich dużo dobrych, a wszystkie złe traktujemy jako objaw nienormalności.
- Czyli niezrealizowanie tej obietnicy ocenia pan pozytywnie?
- Nie, bo nierealizowanie obietnic zawsze jest czymś negatywnym. W tym przypadku wynika to ze słabości prenatalnej reformy. W Polsce jest tak, że partia przygotowuje się do rządzenia dopiero, jak wygra wybory, a nie jak idzie do wyborów. PiS miał kłopoty z tym, by wytropić "układ", mimo że stworzył specjalną służbę do tego - CBA. A Platforma była nieprzygotowana m.in. do zmniejszania wydatków administracji.
Jan Wróbel
Publicysta