"Super Express": - Z raportu Instytutu Badań Edukacyjnych dla Ministerstwa Edukacji dowiedzieliśmy się, że nauczyciele są urobieni po łokcie. Pracują średnio 47 godzin w tygodniu, mimo że Karta nauczyciela dopuszcza 40 godzin. Co jeszcze wynika z tych badań?
Jan Wróbel: - Zupełnie nic. Od lat jestem nauczycielem i dyrektorem szkoły. Z trudem byłbym w stanie ocenić wkład pracy nauczycieli mojej szkoły, a co dopiero w jakiejś innej szkole lub w całej Polsce. Dysproporcje pomiędzy nauczycielami różnych przedmiotów oraz różnego podejścia do pracy są ogromne.
- Nie da się tego ująć statystycznie?
- Jeśli ktoś uczy chemii i wystawia oceny na podstawie dwóch testów w roku, to prawdopodobnie jego zaangażowanie, przy tej samej liczbie godzin, jest mniejsze niż geografa, który zadaje do domu ćwiczenia z pracą nad mapą, potem je godzinami sprawdza, wychodzi z uczniami w teren.
- Badanie...
- To określenie jest nieuprawnione. To była anonimowa ankieta.
- Związek Nauczycielstwa Polskiego ocenił, że raport jest niewygodny dla MEN i IBE. Uznano, że wyniki są "bardzo odległe od obrazu leniwych nauczycieli kreowanego przez media".
- Związek broni płac swoich członków. Nic dziwnego, że tę luźno związaną z rzeczywistością ankietę podnosi jako sztandar.
- Ankietę zamówioną przez MEN. Co minister powinna z tym zrobić?
- Zająć się samorozwiązaniem ministerstwa. Wnosi więcej zamieszania niż porządku. O jakości i sensie istnienia szkoły decydują nauczyciele, a nie okólniki MEN. Nikt w Polsce nie przejmuje się systemem edukacyjnym, ale każdy przejmuje się szkołą swoich dzieci. Gdybyśmy dali dyrektorom, nauczycielom, światłym rodzicom i samorządowcom narzędzia, aby samodzielnie tworzyli szkoły swoich dzieci, to uzdrowilibyśmy cały system edukacji.
- Po co zrobiono zatem drogie badanie, które niczego nie wykazało?
- W ostatnich miesiącach było jeszcze jedno badanie. Jedno zrobiono, by przypuścić szturm na nauczycielskie płace i dodatki, a drugie - by je obronić. W obu przypadkach nie możemy liczyć na obiektywne wyniki. To przejaw dziwnej wiary, że jakiś skomplikowany metasystem gigantycznymi logarytmami precyzyjnie wyliczy, ile ma zarabiać geograf w Puławach, a ile matematyk w Krakowie. Dyrektorzy szkół sami powinni rozdzielać nierówno pieniądze pomiędzy nierówno utalentowanych i nierówno pracowitych nauczycieli.
- Jeśli poloniści pracują więcej, a wuefiści mniej, to pensum powinno to rozróżniać?
- Wolę pojęcie kontrakt. Jeżeli w kontrakcie polonisty, jest 12 godzin dydaktycznych i sprawdzenie 20 prac, to jest to kontrakt człowieka zapracowanego. Za to powinny być większe pieniądze, większe niż za kontrakt nauczyciela mniej ważnego przedmiotu. Każda centralizacja kontraktów, nawet jak pensum, utrudnia znalezienie właściwej płacy.
- Sugeruje pan często, że nauczyciele zarabiają za dużo.
- Jeśli części nauczycieli zapłacimy połowę, skutecznie zachęcając ich do zmiany zawodu, wtedy innym będziemy mogli zapłacić dwa razy więcej, skutecznie motywując ich do trzymania się swojego fachu. Dobry nauczyciel to pracownik bezcenny. Jeśli wielu średnich lub słabych nauczycieli zarabia jako tako, to nie ma pieniędzy na wysoką płacę dla tych naprawdę dobrych.
Jan Wróbel
Dyrektor szkoły, nauczyciel, publicysta