"Super Express": - Dzięki PiS dowiedzieliśmy się, że wiele rzeczy można Polakom zabrać, ale nie możliwość zakupów w niedzielę. Czemu trudniej nam sobie wyobrazić ten dzień bez wycieczki do centrum handlowego niż Amerykanom z lat 60. Stany Zjednoczone bez segregacji rasowej?
Jan Sowa: - Myślę, że decydujące znaczenie ma tu siła naszych przyzwyczajeń. Po prostu przywykliśmy do tego, że zawsze możemy wyjść na zakupy. Do tego niedzielne wypady do galerii handlowych stały się formą spędzania wolnego czasu, których popularność wynikała w dużej mierze z tego, że w porównaniu z innymi weekendowymi rozrywkami ta jest relatywnie tania.
- Fakt, tzw. window shopping jest bezkosztowy, a bilety do kina w weekend po prostu rujnują domowy budżet.
- No właśnie, najtańsza rozrywka jest po prostu najbardziej popularna i ludzie nie chcą być jej pozbawieni. Dodajmy do tego jeszcze mniej oczywisty element, czyli jakość przestrzeni publicznej. W większości miast jest ona na tyle zaniedbana i chaotyczna, że mało kto chciałby w niej spędzać czas wolny. Centra handlowe - jakbyśmy ich nie oceniali - wnoszą jednak jakiś ład przestrzenny i są tak zaprojektowane, że chce się w nich przebywać, nawet jeśli nie musimy nic kupować. Ale w całej tej sprawie jest coś wyjątkowo negatywnego.
- Co takiego?
- Chodzi mi o naszą jako społeczeństwa skłonność do braku solidarności. Nie potrafimy zrozumieć, że po to, byśmy mogli robić w niedziele zakupy, ktoś jest zmuszany do pracy. Moim zdaniem wynika to z tego, że Polska jest przeorana przez dziki kapitalizm. Większość z nas pracuje w trudnych warunkach, za długo, za małe pieniądze i jest po prostu wyzyskiwana. To rodzi pewien rodzaj negatywnej równowagi: skoro ja mam źle, to czemu miałbym się solidaryzować z kimś, kto mógłby mieć lepiej?
- Wyzyskiwani są bardziej skłonni do zaakceptowania wyzysku?
- Zdecydowanie. W państwach, w których nieźle funkcjonuje państwo dobrobytu i każdy korzysta nie tylko z takich świadczeń jak 500 plus, ale także z dodatków, ulg czy praw pracowniczych, tworzą się inne postawy. Ja korzystam, to niech korzystają inni. Uważam, że gdyby Polska była sprawiedliwszym społecznie krajem, zakaz handlu miałby dużo większe poparcie.
- A może ludzie - jak przekonują liberałowie - po prostu chcą korzystać z prawa do własnego stylu życia? Skoro chcą robić zakupy w niedziele, państwo nie powinno im tego zabraniać.
- To pokazuje, że tak droga naszym liberałom wolność oznacza w gruncie rzeczy wolność do wykorzystywania drugiego człowieka. Na to, oczywiście, odpowiadają, że jak się komuś praca w sklepie nie podoba, może zmienić ją na inną. Są wolnymi ludźmi. A jednak większość osób pracujących w centrach handlowych nie pracuje tam z wyboru, ale przymusu ekonomicznego. Nie jest to taki sam wybór, jak to, czy ktoś idzie w niedziele na zakupy czy nie. Państwo powinno jednak stawać po stronie poszkodowanych, a nie tych, którzy - powiedzmy sobie szczerze - mają kaprys, żeby w niedzielę udać się do supermarketu. Jeśli lekarze nie będą pracować w niedziele, zagrożone będzie życie ludzi. Jeśli nie otworzą się wtedy supermarkety i centra handlowe, świat się naprawdę nie skończy, a ulży to choć trochę ludziom, którzy wykonują tam naprawdę ciężką pracę.
ZOBACZ TAKŻE: Tak ojciec Rydzyk omija zakaz handlu w niedzielę [WIDEO]