"Super Express": - Jak pan ocenia zaproszenie Wojciecha Jaruzelskiego na obrady Rady Bezpieczeństwa Narodowego?
Jan Rulewski: - Chciałbym zwrócić uwagę na fakt, że na Wojciechu Jaruzelskim ciążą ciężkie zarzuty za jego działalność w okresie PRL. Etyka nakazuje, aby władze państwowe unikały kontaktu z osobami oskarżonymi, a zaproszenie Jaruzelskiego na obrady RBN nie mieści się w tych standardach. Uczestniczy w rozmowach w Pałacu Prezydenckim jako człowiek bywały w sprawach rosyjskich, a przecież właśnie za to jest ścigany przez sąd. Poza tym warto tu wskazać na błąd w myśleniu Kancelarii Prezydenta - otóż Jaruzelski zna się na sprawach radzieckich, a jak wiemy Związku Radzieckiego już nie ma. Jego wartość jako doradcy jest więc żadna.
Patrz też: Kaczyński po zaproszeniu Jaruzelskiego na RBN: Nie będzie współpracy z prezydentem Komorowskim
- Zna jednak mechanizmy władzy na Kremlu. One się nie zmieniły?
- Rosja jest przecież krajem, z pewnymi zastrzeżeniami, demokratycznym i nie ma żadnego interesu w tym, żeby ciągnąć za sobą brzemię bolszewizmu i budować na tym swoją tożsamość. Przecież prezydent Miedwiediew odcina się od radzieckiej przeszłości. Zaproszenie gen. Jaruzelskiego do kształtowania stosunków polsko-rosyjskich może być więc w samej Rosji źle odczytane.
- Jest w tym zaproszeniu jakiś głębszy sens polityczny?
- Traktuję całą sprawę w kategoriach sensacji, a jak wiadomo, nie każda sensacja ma logiczne uzasadnienie. Być może Bronisławowi Komorowskiemu doradzili tak jego współpracownicy.
- Może chce w ten sposób przyciągnąć do siebie lewicowych wyborców?
- Nie sądzę. Elektorat lewicy pokazał, że chce głosować na partię, która wyraźnie stoi w opozycji do PO. Rzeczą wątpliwą jest więc to, że Komorowskiemu uda się obecnością gen. Jaruzelskiego ugrać coś na wyborcach SLD.
Jan Rulewski
Działacz opozycji demokratycznej w czasach PRL, senator PO