"Super Express": - Mamy w rządzie prawdziwe trzęsienie ziemi.
Jan Rulewski: - Wręcz tsunami! Odwołanie ministrów, marszałka Sejmu. To bardzo dobra wiadomość dla demokracji. Ale jednocześnie zła wiadomość dla Polski. Jesteśmy w trakcie realizacji programów rządowych i parlamentarnych. Radykalne zmiany im nie służą. Wskazują na to, że państwo jest troszkę niestabilne. Jednocześnie jednak liczą się demokratyczne wartości. Politycy zamieszani w aferę powinni odejść. W tym sensie chirurgiczne cięcie w wykonaniu pani premier Ewy Kopacz było dla demokracji konieczne.
- Ale to chirurgiczne cięcie następuje rok po wybuchu afery. W czasie gdy los pacjenta zdaje się przesądzony. Czy pana zdaniem decyzje o dymisjach nie były spóźnione?
- To nie jest tak, bo po pierwszej odsłonie afery podsłuchowej, już w czerwcu ubiegłego roku, ministrowie stracili stanowiska. Ukarani zostali minister Bartłomiej Sienkiewicz, Sławomir Nowak czy Radosław Sikorski.
- Bez przesady. Tą karą dla Sikorskiego miałby być awans na marszałka Sejmu, czyli drugą osobę w państwie?
- W Ministerstwie Spraw Zagranicznych można prowadzić realną politykę. Marszałek Sejmu w gronie 460 posłów jest pierwszym wśród równych. Prestiż jest spory, ale władza znacznie mniejsza niż w ministerstwie.
- Radosław Sikorski publicznie ogłosił, że rezygnuje z funkcji marszałka Sejmu. Ale jednocześnie stwierdził, że premier Kopacz zaproponowała mu pierwsze miejsce na liście do Sejmu. Teraz politycy PO mówią, że to pierwsze miejsce niekoniecznie się marszałkowi należy. Podobno nawet pani premier nic takiego marszałkowi nie proponowała...
- Nie wiem, jakie są ustalenia. Ale szczerze mówiąc, nie bardzo rozumiem, co ma świadczyć o tym, że ktoś ma mieć pierwsze miejsce czy nie. Jak jest dobry kandydat, wejść do parlamentu może nawet z przedostatniego czy ostatniego miejsca na liście. To naprawdę nie powinno mieć aż takiego znaczenia.
- Czy widzi pan Radosława Sikorskiego poza parlamentem?
- Czasem wakacje i dłuższy rozbrat z parlamentem politykowi się przydaje. Ja sam na dwie kadencje znalazłem się poza Sejmem. W tym czasie założyłem zakład naprawy urządzeń biurowych. To pozwala nabrać dystansu, zdobyć dodatkowe doświadczenia. Taki urlop marszałkowi by nie zaszkodził. Choć oczywiście trzeba mieć jakieś pozapolityczne umiejętności. A Radosław Sikorski poza wybitnym doświadczeniem w polityce i dyplomacji ma piękną i mądrą żonę.
- Niektórzy twierdzą, że na polityczne wakacje powinna iść też Ewa Kopacz. Czy sterów partii i rządu nie powinni przejąć ludzie pokroju Rafała Trzaskowskiego bądź Grzegorza Schetyny?
- Nie, nie. Ewa Kopacz zdecydowaną i konieczną decyzją w sprawie odwołania skompromitowanych ministrów udowodniła swoją mocną pozycję. Potwierdziła charakter i przywództwo. Sytuacja Platformy Obywatelskiej jest dziś trudna, ale przed wyborami zmiana lidera nie miałaby sensu.
- Panu zdarzało się krytykować partię, której jest pan senatorem. Co dziś określiłby pan jako największy problem PO?
- Największym problemem są pokusy ulegania populistycznym hasłom. Gdy przed laty zgłaszałem społecznie ważne inicjatywy, napotykałem wśród kolegów opór, że może to być złe dla budżetu, oglądano każdy grosz. Teraz, przed wyborami, istnieje ryzyko, że przyjęte zostaną rozwiązania, które będą dla budżetu szkodliwe zdecydowanie bardziej niż to, co proponowałem przed laty. .
- W sondażach kiedyś byliście liderem, teraz zajmujecie trzecie miejsce. Możemy już mówić o upadku PO?
- O nie, o upadku Platformy Obywatelskiej na pewno nie może być mowy! Jest natomiast znaczący spadek akcji naszego ugrupowania.
- Ale jeszcze niedawno zdawało się pewne, że Bronisław Komorowski wygra wybory prezydenckie w pierwszej turze, a po wyborach parlamentarnych - nawet jak PiS wygra, to nie będzie w stanie utworzyć rządu. Teraz sytuacja jest odwrotna, PiS prowadzi, koalicję może stworzyć z Kukizem.
- Faktycznie, stało się coś, czego się nie spodziewałem. Nasze nazwijmy to "ubezpieczenie" na wypadek wygranej PiS w postaci SLD czy pozostałości po Ruchu Palikota może znaleźć się poza Sejmem. Prawo i Sprawiedliwość odzyskało zdolność koalicyjną. Jednak patrząc na to, jakie hasła głosi PiS, jakie Paweł Kukiz, zdolność tę oceniam na 20 proc.
- PO w sondażach zajmuje jednak nie drugie, ale trzecie miejsce. Dla Pawła Kukiza będziecie podmiotem słabszym.
- Ten spadek sondażowy dzięki działaniom premier Ewy Kopacz został zahamowany. Poza tym, paradoksalnie, sukces Pawła Kukiza może być sygnałem do budowy koalicji nie z jego ruchem, ale wielkiej koalicji Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości. Czyli takiego nowego PO-PiS-u.
- Słyszałem te opinie, ale trochę nie chce mi się w nie wierzyć. Po dekadzie ostrej politycznej wojny, agresji, teraz mielibyście zawrzeć koalicję z PiS?
- W polityce wiele rzeczy jest możliwych, a koalicje dwóch konkurujących ugrupowań zdarzają się w wielu europejskich państwach. Ale ma pan rację - przez wiele lat byliśmy świadkami bezsensownej walki i wzajemnych oskarżeń. Od odpowiedzialności polityków zależy, czy uda się ten rów niechęci zakopać. Ja wierzę w nowy PO-PiS, uważam, że taka koalicja mogłaby dobrze służyć Polsce.
- Czyli koalicję z Ruchem Obywatelskim Pawła Kukiza pan wyklucza?
- Tego nie powiedziałem! Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje współpracy, które byłyby korzystne dla państwa. Powrót do PO-PiS to tylko jeden z możliwych scenariuszy. Nie zamykamy się na nikogo. Kluczowe jest pytanie, jak w wyborach wypadnie PSL - osobiście uważam, że partia ta otrzyma zdecydowanie wyższe poparcie niż wynikałoby to z sondaży. Możemy być formacją obrotową.
- No dobrze. Ale jak ocenia pan przyszłą formację Kukiza? Co stoi za jego fenomenem? I jakie zmiany ewentualnie Platforma Obywatelska mogłaby poprzeć?
- Bunt młodych jest zrozumiały, mało tego, spora część ich postulatów jest słuszna. Natomiast problemem ruchów takich jak ten stojący za Pawłem Kukizem jest brak dopracowania rozwiązań. To jak ciekawa konstrukcja, ale bez technologii jej wykonania.
- A konkretnie?
- Przykład sztandarowego hasła, czyli jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW). Postulat w teorii słuszny, bo głosujemy na osobę, nie na partię, ogranicza się rolę partyjnych liderów. Tu Kukiz ma rację. Ale - jak wyglądałaby realizacja tego typu haseł w praktyce? Wprowadzenie JOW-ów oznaczałaby powstanie 460 "republik poselskich". Bo każda miałaby niezależnego od własnej partii posła. Jak te republiki miałyby pracować dla dobra wspólnego, czyli Polski? Tego przewidzieć nie sposób.