"Super Express": - Miesiąc po zawale i już pan udziela wywiadów...
Jan Pietrzak: - Jest zainteresowanie. Warto pokazać, że jakoś przetrwałem.
- Dobrze się pan czuje?
- Tak. Muszę pochwalić świetną klinikę kardiochirurgii na Banacha. Sam się nie spodziewałem, że tak szybko dojdę do siebie.
- 47 lat Kabaretu pod Egidą...
- Ale nie jest to związane z sercem i zawałem...
- Chyba trochę jest, jeśli chodzi o styl pracy.
- Dlatego spieszyłem się do cywila ze szpitala, żeby dokończyć sezon Kabaretu pod Egidą. Dla mnie każdy sezon z nim przeżyty to jakiś cud, że wszystkie burzliwe lata, zmiany ustrojów, tłumy oponentów jakoś z tym kabaretem przetrwałem.
- Dlaczego nie występuje pan w dużych salach, tylko w małym lokalu?
- Bo mnie nie wpuszczają.
- Jak to nie wpuszczają? Przecież żyjemy w kraju, w którym wszyscy chcą zarabiać.
- Pieniądze chcą zarabiać, ale jednocześnie chcą ograniczać wolność słowa.
- Ale jak to wygląda? Przychodzi pan i mówi, że zarobi dla kogoś wiele tysięcy złotych, a oni mówią...
- Panie Pietrzak, z panem to wie pan.
- Mamy w Polsce cenzurę?
- Oczywiście, i to bardzo silną, która dotyczy wybranych nazwisk. Mieliśmy rocznicę wyborów 4 czerwca, w których jeździłem po całej Polsce z kandydatami Solidarności i przekonywałem do głosowania na nich. Jednak czy w radiu ktoś zagrał moją piosenkę "Żeby Polska była Polską"? Przecież to był hymn tamtych lat. Z naszym kabaretem uświadamialiśmy młode pokolenia w latach 80., a mój dowcip o tym, żeby wpuścić socjalizm na Saharę, to zabraknie piasku, spodobał się nawet Reaganowi. Nie chcę nikomu zazdrościć, ale Nagrodę Wolności dostają Lis czy Gugała.
- Pan nie dostał żadnego orderu?
- Dostałem różne, ale nie przy tej szczególnej okazji.
- A jak by pan scharakteryzował nasz współczesny rząd?
- Średni. Miejscami kiepski, miejscami złodziejski.
- Pamiętam kilka pańskich bardzo ostrych wypowiedzi o Donaldzie Tusku...
- Jakich ostrych? Mówię, że po prostu ma pecha i przynosi nam nieszczęście. Nie chodzi o jego złą wolę, ale o pecha. Za jego kadencji nawiedzają Polskę tajfuny, powodzie, samoloty spadają. Nawet jak sprowadzili najnowocześniejsze maszyny świata - dreamlinery - to jak przyleciały na Okęcie, od razu się zepsuły.
- Tusk to pechowy gość?
- Tak! Nic mu się nie udaje.
- Ale jednocześnie kiedy pana nazywają pisowcem, to pan protestuje i mówi, że zawsze jest przeciwko władzy.
- Nie jestem przeciwko każdej władzy. Jestem przeciwko poczynaniom różnych ludzi władzy i ich absurdom i idiotyzmom. Skoro szydziłem z Breżniewa, Jaruzelskiego, Stalina czy Chruszczowa, to dlaczego mam z Tuska nie żartować? Ja mam po prostu antyrządowy kabaret. Mówię o tym wprost. Uprzedzam tych ludzi z widowni, którzy głosowali na Tuska, że będę z niego żartował. Nie denerwujcie się. W demokracji jest bowiem tak, że można na kogoś głosować, a potem się z niego śmiać.
- Ktoś wychodzi?
- Nie zdarzyło się jeszcze. Okrzyki oburzenia jednak czasami wydają.
- Co pan sądzi o tej najnowszej aferze Kwaśniewskich? O tym, że pani Jolanta Kwaśniewska mówiła, że chce sprzedać buty w rozmiarze amerykańskim, europejskim? Niektórzy mówią, że to jest język zorganizowanej przestępczości.
- Tak rozmawiają mafiozi. To są wioskowe góry lodowe. Jestem przekonany, że państwa Kwaśniewskich stać na 10 takich willi. I pewnie je mają, gdzieś na Lazurowym Wybrzeżu czy na Bahamach - znacznie droższych. Dwie kadencje prezydentury i tylko jedna willa za 3 miliony?! Panie kochany, to stomatolog może sobie kupić taką willę! Ja ich oceniam znacznie wyżej - że nakręcili więcej forsy.
- Co pan sądzi o Januszu Korwin-Mikkem?
- Startowałem z jego ugrupowania w latach 90., znam go dziesiątki lat. Zawsze go lubiłem za jego niewyparzony język, ekstremalne pomysły, ekscentryczny sposób bycia i widzenia świata. Bardzo lubię oryginałów. Natomiast naturalnie nie ze wszystkimi jego poglądami politycznymi się zgadzam. Niektóre są absurdalne.
- Dlaczego stało się tak, że Polacy przez wiele lat nie chcieli na niego głosować, a nagle w wyborach do PE zdobywa 7 proc.?
- Przygotowywał publiczność na to, że dojrzeją do niego. Przyszły młode pokolenia, które doceniły jego ekstremalność, oryginalność i ekscentryzm. Z ducha jest on młodym człowiekiem. Nie boi się poprawności politycznej, która spętała umysły rządzących obecnie ludzi. Ludzi wyklejonych z jednego klocka. Wszyscy muszą tak samo mówić, jak im napisze wiadoma gazeta. Jakby nie przeczytał rano gazety, toby nie wiedział, co myśleć. A on się wyłamuje.
- Przyszłość należy do tych, którzy nie będą używali poprawności politycznej?
- Nie wiem, ale w każdym razie są ciekawsi intelektualnie i zabawniejsi. Trzeba słuchać ludzi, którzy mają odwagę mówić rzeczy nieszablonowe. Stąd sukces Korwina.
- Jak się panu udaje przez tyle lat zachować niezależność finansową?
- Czyste sumienie, porządek w szufladach - to tworzy solidną podstawę do tego, że człowiek może mówić i wyrabiać, co chce. To luksus. I praca z ludźmi ciekawymi, zabawnymi, oryginalnymi. To daje poczucie swobody i niezależności wewnętrznej, to jest motywacja do pracy. W ogóle jak człowiek ma odwagę szydzić z nadętych wielkości, to już jest w lepszej sytuacji niż inni, bo się nie musi bać. Śmiech redukuje strach.
- Adama Michnika poznał pan osobiście?
- Michnik przychodził jeszcze w czasach, gdy występowaliśmy w Hybrydach, jako młody, bojowy człowiek.
- Jaki był wtedy, a jaki jest teraz?
- To był świetny gość - odważny, wesoły. Był fajnym kolegą w latach 60. Błysnął jako człowiek wielkiej odwagi, determinacji. Siedział w więzieniach.
- Błysnął jako człowiek wielkiej odwagi, determinacji i co się stało?
- Nie wiem. W pewnym momencie mu to przeszło i zaczął być teraz jakimś nadętym redaktorem, który się na wszystko oburza i jest ciągle zdenerwowany. Jeśli człowiek traci poczucie humoru, to zdaje się, że traci i trochę rozumu. Mam taką branżową ocenę ludzi. Dopóki potrafią się śmiać, nie tylko z innych, ale z siebie również, są znośni. Przestają być znośni, kiedy stają się przeczuleni na swoim punkcie, przerażeni, sfrustrowani.
- Ludzie z "Gazety Wyborczej" stracili poczucie humoru?
- Zdecydowanie. Oni są tak nadęci, napęczniali swoją olbrzymią wiedzą. Taka pycha z nich emanuje. Te ich połajanki w stosunku do wszystkich, te groźby, epitety, jakie oni rzucają. To wszystko zrobiło się strasznie tandetne.
- Jaka przyszłość czeka Polskę?
- Ja jestem umiarkowanym optymistą. W latach 70. śpiewałem piosenkę "Muszę przeżyć jeszcze paru skurwysynów".
- I udało się!
- No nie do końca się udało, ale realizuję to zalecenie. Śpiewałem też parę poważniejszych piosenek, śpiewałem "Żeby Polska była Polską" i marzę o czasie, że tego dożyję. Niewiele brakuje. Polsce potrzeba tylko tego, żeby rządzili mądrzy i uczciwi ludzie. Czy ja za dużo wymagam?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail