Ks. Adam Boniecki: Jan Paweł II dokonał mea culpa Kościoła

2011-05-04 4:00

Ks. Adam Boniecki dla „SE” po beatyfikacji Jana Pawła II

"Super Express": - Wrażenia po beatyfikacji Jana Pawła II?

Ks. Adam Boniecki: - To ważne wydarzenie, bo utrwala pamięć o spuściźnie Jana Pawła II. Kościół wziął ją pod opiekę, ale jednocześnie przez beatyfikację powiedział: Tak, to jest droga Kościoła, a nie tylko papieża Polaka.

- Pamięta ksiądz pierwsze spotkanie z Karolem Wojtyłą?

- To było w 1962 roku. Wszedł spóźniony do auli Uniwersytetu Jagiellońskiego na uroczystość inauguracji roku. Przepychał się do przodu i wywołał szmer zainteresowania. Idąc ubierał się w insygnia biskupie, aby zaraz zasiąść przy prezydialnym stole. Widać było, że to ktoś bardzo popularny i lubiany.

- Kiedy ksiądz miał okazję poznać go bliżej?

- Gdy ukończyłem studia na KUL pojechałem do Krakowa. Pracowałem w "Tygodniku Powszechnym" i jako duszpasterz akademicki. Ponieważ duszpasterstwo bardzo Karola Wojtyłę interesowało, spotykaliśmy się właściwie co miesiąc, aby o tym porozmawiać. Tak się poznaliśmy. Wiele lat później opracowywałem kalendarium jego życia. Miała to być krótka kronika, a wyszło jakieś 900 stron. Zabawne, że gdy ktoś pytał papieża o różne fakty z jego życia, odpowiadał czasem, żeby pytać księdza Adama, bo on wie lepiej.

- Jaki był prywatnie?

- Zawsze był dla mnie biskupem profesorem, ale nigdy nie trzymał się typowego biskupiego stylu. Nie wygłaszał górnolotnych przemówień, nie był wyniosły. Przeciwnie - w trakcie rozmowy skracał dystans i tworzył poczucie bezpieczeństwa. Nic nie musiałem przed nim ukrywać, mówiłem wprost. Tak więc był naszym przełożonym, a zarazem jednym z nas.

- Wasze ostatnie spotkanie?

- Smutne. Przypadkowo w Rzymie, podczas obchodów setnej podróży papieża. Powiedziano mi, że powinienem tam się udać. Był już bardzo chory. Podchodziliśmy po kolei. Nachyliłem się i coś powiedziałem, a on popatrzył na mnie z wielką uwagą i nic nie odpowiedział...

- Śmierć Jana Pawła II stworzyła poczucie jedności narodowej wśród Polaków. Spodziewał się ksiądz, że potrwa ono tak krótko?

- Jestem już starszym człowiekiem i wiem, że te przeżycia są natury emocjonalnej. Krzywa emocji nie jest krzywą rosnącą bez końca, w pewnym momencie opada. Ale nie tak należy mierzyć znaczenie Jana Pawła II dla Polski.

- Zatem jak? Ostatni rok pokazał tyle wzajemnej agresji wśród polityków i zwykłych ludzi, jakby papież żył w jakiejś odległej epoce.

- Gdyby stan narodu oceniać na podstawie gadających głów w mediach, to rzeczywiście znaczyłoby, że nic nam nie zostało. Nawet, że jest gorzej niż wcześniej. Ale Polska to coś więcej niż sfera polityki. Papież był dla nas busolą moralną, gdy zderzyliśmy się ze światem zachodnim i ze złymi stronami wolnego rynku, chciwością, rozpasaną konsumpcją, swobodą obyczajową. Tam prowadziło to często do odrzucenia wiary, wykpienia Kościoła i Boga. U nas próbował z Kościoła szydzić Jerzy Urban, ale na dobre mu to nie wyszło. Ludzie wiedzą, że można się nie zgadzać z papieżem, ale nie pogardzać nim.

- Czym przede wszystkim zapisał się w historii Kościoła Jan Paweł II?

- Bezprecedensowym pontyfikatem. Gdy w Asyżu zgromadził przywódców wszystkich religii świata, to nie po to, by ich nawracać, ale do wspólnej modlitwy. To było niebywałe. Podobnie jak uznanie win ludzi Kościoła. Pozornie to proste, ale Kościół przecież bronił swej przeszłości. Papież dokonał wielkiego "mea culpa" Kościoła. Przepraszał Boga wobec całego świata za grzechy popełnione przez ludzi Kościoła: nawracanie siłą do Ewangelii, krzywdzące traktowanie kobiet, walki religijne, antysemityzm... Jan Paweł II był przede wszystkim biskupem, pasterzem. A nie administratorem, który porządkował kurię i kierował urzędem. Te zadania powierzał ludziom, do których miał zaufanie. I teraz to się trochę mści na nim.

- Ma ksiądz na myśli publikacje zarzucające papieżowi bagatelizowanie problemu pedofilii w Kościele?

- Tak. To zarzuty na wyrost. Przypisuje się mu odpowiedzialność za sprawy, których chyba szczegółowo nie znał. Trudno powiedzieć, kto zawinił. Myślę, że biskupi w USA nie bagatelizowali problemu. Może nie zdawali sobie sprawy z jego rozmiaru. Chyba za bardzo zaufali psychoterapii, na którą kierowano księży podejrzanych o pedofilię.

- Czy podpisałby się ksiądz pod tezą, że bez Jana Pawła II nie doszłoby do Jesieni Ludów w roku 1989?

- To przesada. Możliwe jednak, że bez niego do upadku komunizmu doszłoby trochę później. Niewątpliwie miał ogromny wpływ na przebieg polskiej drogi ku niepodległości. Pierwsza wizyta w Polsce była momentem poczucia siły i zdolności do pokojowego manifestowania swych przekonań przez naród. Świadomość obecności człowieka, który głosił potrzebę wolności, sprawiedliwości i braku przemocy. Manifestującego solidarność z Solidarnością.

- Benedykt XVI często odwołuje się do swego poprzednika. Na ile kontynuuje dziedzictwo Jana Pawła II?

- Na pewno dominuje nad nim jako wykładowca. Precyzja jego warsztatu naukowego jest najwyższej klasy. Ludzie przychodzili spotkać i zobaczyć Jana Pawła II. Benedykta XVI przychodzą posłuchać. To wielki katecheta, pogłębiający wiarę i porządkujący sposób myślenia. Myśl teologiczna Jana Pawła II w dużej mierze opierała się na współpracy z Ratzingerem. W tym sensie na pewno jest kontynuatorem. Nie jest nim zaś na pewno w sensie charyzmatycznej misji proroka naszych czasów. Ale to już kwestia odmiennych osobowości i biografii obu papieży.

Ks. Adam Boniecki

Były redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego"