Jan Ordyński: Politycy powinni korzystać z sądu w ostateczności

2011-08-25 21:58

Czy politycy powinni prowadzić w sądach batalie z kampanii wyborczej? Na to pytanie odpowiada nam Jan Ordyński, publicysta TVP i "Przeglądu".

"Super Express": - Czy Platforma Obywatelska powinna sięgać po taki instrument, jak składanie pozwu w trybie wyborczym? Nie było innego sposobu udowodnienia PiS nieprawdy?

Jan Ordyński: - Może nie musiała, ale może uznała, że nie ma innego cywilizowanego sposobu? W końcu prawo przewiduje taką możliwość. Sądzę, że akurat w tym przypadku, mimo wszystko, stanie się lepiej, jeżeli sprawa trafi do sądu. Wtedy wszystkie wątpliwości będą jednoznacznie ucięte, coś z tych nieprawdziwych twierdzeń już się w kampanii nie pojawi.

- Wygląda to jednak tak, jakby politykom brakowało argumentów, by na konferencji prasowej wytknąć ewentualną nieprawdę i wypunktować przeciwnika.

- Może to tak wyglądać, ale pamiętajmy też, że w przypadku konferencji pojawiłyby się jakieś niedomówienia. Rozgorzałaby walka słowna, pyskówka, która do niczego by nie doprowadziła. Wiadomo, że ludzie nie za bardzo wierzą politykom. Oni mogą głosić na konferencjach różne rzeczy. Za to o wiele większym zaufaniem obdarzają sądy. Decyzja sądu może dla nich jasno stanowić, co jest w danej sprawie czarne, a co białe.

- Wierzy pan w to, że wczorajszy wyrok sądu uciszy PiS? A może reakcja będzie wprost przeciwna?

- Tego nie wiem. W takich sprawach nie chodzi o uciszanie kogokolwiek - PiS, SLD czy Platformy. Po prostu powinno być niedopuszczalne mówienie nieprawdy w kampanii wyborczej. Mam zresztą wrażenie, że w przypadku takich pozwów tym większy krzyk się podnosi, im większego kłamstwa one dotyczą. Oczywiście nikt nie chciałby zostać oskarżony o jakieś bezeceństwa, nie mając możliwości szukać sprawiedliwości na drodze sądowej.

- Może właśnie w tym leży problem? Może przyspieszony tryb wyborczy powinien być uruchamiany przez polityków w ostateczności? W przypadku oskarżeń o popełnienie poważnych przestępstw, a nie takich błahostek?

- Nie wiem, co jest ostatecznością. Mam nadzieję, że ten mechanizm będzie działał prewencyjnie. Po prostu jeżeli przepchnie się i rozwiąże dziś pewne sprawy, to w przyszłości ci, którzy chcieliby pomawiać, nie będą bezkarni.

- Jest też wątpliwość, czy otrzymanie wyroku po 24 godzinach od wniesienia pozwu nie stawia partii politycznych w uprzywilejowanej pozycji? Wiemy, jak długo toczą się rozprawy w polskich sądach. Zwykły obywatel może czekać na sprawiedliwość przez lata.

- To jest problem, ale partie muszą korzystać z trybu wyborczego, żeby dociec prawdy jeszcze podczas trwania kampanii. Za kilka miesięcy sprawy, które wydawały się teraz istotne, nikogo by nie obchodziły. Po kilku miesiącach nikt nie pamięta już tych oszczerstw, które często pojawiają się w kampaniach wyborczych. Wyborcy mają też prawo wiedzieć, czy nie głosują np. na złodzieja, choć ktoś tak o kimś mógł powiedzieć.

- Zawsze istnieje ryzyko, że kampania wyborcza przeniesie się do sali sądowej. Teraz PiS i SLD mogą chcieć łapać za słowa polityków PO.

- To byłoby zdecydowanie absurdalne.

- Ale taki może być efekt reakcji PO.

- Politycy powinni korzystać z pomocy sądu tylko w ostateczności, kiedy ktoś ewidentnie mija się z prawdą. Podczas dyskusji może dojść nawet do gorącej wymiany zdań, ale nikt nie powinien z czymś takim biegać do sądu.

- Obecny pozew Platformy był uzasadniony czy był właśnie bieganiem do sądu?

- Cóż, jeżeli sąd go rozpatrzył i wydał wyrok, to widocznie tak. Widocznie sędzia uznał, że ten, kto go wniósł, mógł się poczuć pokrzywdzony.