"Super Express": - Trwa - jedni mówią spór, inni konflikt, inni, że nic się nie dzieje. Jak pana zdaniem wyglądają relacje Polski z USA?
Jan Ordyński: - Zdaje się, że jako państwo robimy wszystko, by zepsuć stosunki z naszym najważniejszym sojusznikiem. Poprzez kompletną bezmyślność, brak koncepcji, przyjęcie ustawy, której skutki były przecież do przewidzenia. Do tego dochodzą jakieś przecieki, z czego by wynikało, że w Ministerstwie Spraw Zagranicznych też toczy się ostra walka frakcyjna.
- Kto z kim miałby walczyć?
- Ponieważ pozbyto się ludzi z tzw. korporacji Geremka, to chyba teraz walczą panowie z PiS między sobą. Jeżeli autorem tej słynnej notatki był Jan Parys, człowiek do niedawna uważany za jednego z najbardziej zaufanych spośród zaufanych, to oznacza, że w samym PiS panowie nie mają do siebie zaufania.
A wszystko to wynika z braku jakiegokolwiek pomysłu na politykę zagraniczną, która jest prowadzona od 2,5 roku. Proszę zwrócić uwagę, że żadne państwo potencjalnie nam przyjazne nie stanęło w naszej obronie. Węgrzy milczą, pozostałe kraje patrzą na nas z zażenowaniem. PiS skutecznie marnuje dorobek, jaki wypracowano po 1989 r.
- Co rząd powinien zrobić, by poprawić relacje z USA?
- Widać, że panowie się tam jakoś miotają, próbują to rozwiązać, ale kompletnie nie mają na to pomysłu. Będą się bronili do upadłego, jednak najlepszym sposobem byłoby oczywiście przyznanie się do błędu i wycofanie z tej ustawy. Bardzo zaszkodziła ona relacjom polsko-żydowskim, a siłą rzeczy także polsko-amerykańskim. Szkody są bardzo poważne. Może dobrym rozwiązaniem byłoby też zasięgnięcie rady ludzi takich jak Adam Daniel Rotfeld. Niech poradzą, co zrobić. Ale nie sądzę, by w PiS się na to zdecydowano. To ludzie, którzy nie potrafią wyjść spoza swojej nienawiści, poza swoje fobie. Jesteśmy przez to w fatalnej sytuacji.
Czytaj: Polski premier i prezydent niemile widziani w Białym Domu