"Super Express": - Stacji TVN wyciekł do Internetu film "Tajne spec. znaczenia - TW Bolek". Oglądał pan ten dokument?
Jan Lityński: - Wypowiadam się w nim, ale nie miałem okazji go obejrzeć.
- Mówi pan w filmie, że "jest bardzo prawdopodobne, że Wałęsa podpisał dokument o współpracy" z SB.
- Oczywiście, że jest prawdopodobne. Pamiętajmy o kontekście. Wezwano go w 1970 r., kiedy jeszcze przed chwilą ludzie byli zabijani na ulicach. Wzywano wówczas intelektualistów i zastraszeni też podpisywali i sypali. A co dopiero robotnik? Działo się to przed 1976 r., kiedy choćby KOR nauczał, jak zachowywać się wobec SB. Dokumenty z dawnych procesów politycznych, choćby marcowych po 1968 r., pokazują, że 75 proc. osób zeznawało. Podobnie w procesie taterników.
- Zeznawanie w trakcie przesłuchań to jednak coś innego niż współpraca z SB. To zarzut ciężkiego kalibru.
- Na pewno tak. Ale wciąż pamiętajmy o okolicznościach. Bolesław Sulik w swoim eseju "Robotnicy" zamieszczonym w paryskiej "Kulturze" opisał, jak prześladowano w tamtych czasach członków komitetu strajkowego w Szczecinie. Jednego zamordowano, innego oskarżono o gwałt, kogoś zmuszono do wyjazdu... W tamtych warunkach i w tamtych środowiskach nie było to niczym wyjątkowym, że ludzie się załamywali.
- Niektórzy po obejrzeniu filmu w sieci stwierdzili, że potwierdza on to, co opisali w książce "SB a Lech Wałęsa" Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk.
- Od ponad dziesięciu lat twierdzę to samo. Uważam, że Lech Wałęsa coś SB podpisał. Sam o tym mówił i pisał. Prawdopodobnie także z bezpieką rozmawiał. I to są fakty, ale jednak bez znaczenia. Od 1974 r. nie ma bowiem najmniejszych śladów rzekomej działalności agenturalnej Lecha Wałęsy. Później zaś był niepodważalnym przywódcą Wolnych Związków Zawodowych i ruchu prowadzącego do strajków sierpniowych. Książka obu panów pisana była zaś pod tezę, bez brania pod uwagę faktów przemawiających za Wałęsą.
- Sam Lech Wałęsa zdecydowanie zaprzecza, żeby jakakolwiek współpraca miała miejsce. W rozmowie z "Super Expressem" podkreślił, że prawda sama wyjdzie na jaw, a to są "bzdury, pomówienia i kłamstwa".
- Moim zdaniem Wałęsa powinien bronić się inaczej. Zapewne presja, jak i bardzo ostre sądy dawnych przyjaciół spowodowały, że nie wybrał najlepszego sposobu reakcji. Podkreślmy jednak, że nie wiemy, jak ta jego współpraca wyglądała i prawdopodobnie już się nie dowiemy. Znając Wałęsę, mogę sobie wyobrazić, że rozmawiał z SB i chciał ich przechytrzyć. Następnie uznał, że to do niczego nie prowadzi i rozpoczął inną działalność.
- W filmie dawni koledzy Lecha Wałęsy ze stoczni twierdzą, że jego donosy im zaszkodziły.
- To są ich subiektywne odczucia. W świetle dokumentów należy raczej spytać, kto im szkodził. Widziałem raporty TW "Bolek" w 1992 r., kiedy byłem w sejmowej komisji. Nie wynikało z nich, że Wałęsa im szkodził ani że to były donosy Wałęsy. Wyglądało to raczej na zbiorcze informacje SB ze stoczni. Zapewne były wśród nich także informacje od Lecha Wałęsy. Z innych, znanych już dokumentów wynika, że Wałęsa chciał z nimi grać. Miał np. podczas tych spotkań rzekomo ostrzegać o nastrojach wśród robotników.
- Wielu historyków uważa, że z taką instytucją, jak SB nie można było grać...
- No dobrze, ale łatwo się wymądrzać, gdy jest się naukowcem siedzącym w Warszawie. Co innego, gdy znajdziemy się w takich warunkach, jak młody gdański robotnik w 1970 r. Cała historia Wałęsy pokazuje, że nie powinien się wstydzić swojej przeszłości.
- W filmie pojawia się też wątek poruszany w książce historyków IPN. Sprawa zaginięcia dokumentów i tuszowania sprawy TW "Bolek" po 1990 r.
- Gdyby okazało się to prawda, byłoby to obciążające. Znając rzeczywistość polityczną lat 90., wzięcie dokumentów pod pachę, wydarcie stron i niszczenie ich oceniam, niestety, jako bardzo prawdopodobne.
Jan Lityński
Działacz opozycji w czasach PRL, współzałożyciel KOR, do 2001 r. poseł Unii Wolności