"Super Express": - Rząd chce się zająć umowami śmieciowymi. Wśród mglistych zapowiedzi pojawił się konkret w postaci pełnego oskładkowania wszystkich umów-zleceń, które podpisuje pracownik. Ma to ukrócić proceder odprowadzania składek od najniższej z nich. Co pan na to?
Jan Guz: - Od lat głosimy, że co do zasady wszystkie dochody z pracy powinny być oskładkowane, więc propozycja, aby pracodawca płacił składki minimum od wysokości pensji minimalnej, jeśli zarobki przekraczają tę sumę, to krok we właściwym kierunku. Cieszy nas, że rząd pochyla się nad naszymi propozycjami, ale rząd jest mało wiarygodny w tym, co mówi, bo już przecież wcześniej obiecywał, że się tym problemem zajmie. Obawiam się, że i tym razem nic w tej kwestii nie zrobi. Traktuję więc te zapowiedzi jako element kampanii wyborczej przed zbliżającymi się wyborami.
- Czy oskładkowanie umów-zleceń zlikwiduje problem nadmiernego zatrudniania na umowach śmieciowych?
- Jesteśmy świadomi, że nie da się wyeliminować umów śmieciowych. Chodzi o ich znaczące ograniczenie. Prawda jest też taka, że nawet jeśli zostaną one ograniczone, pracodawcy będą mieli duże pole manewru, aby pracownika oszukać, zatrudniając go choćby tylko na część etatu. Dlatego trzeba patrzeć na sprawy rynku pracy całościowo. Nie usłyszałem na przykład nic, jak rząd chce sobie poradzić z procederem wypłacania części wynagrodzenia w postaci premii, co ze szkodą dla pracownika obniża odprowadzane za niego składki.
- Propozycje rządu w sprawie umów śmieciowych nie rozwiążą więc wszystkich problemów polskich pracowników?
- Wiarygodność premiera co do poprawy losu pracowników podważa to, że w piątek zupełnie nie odniósł się do pomysłu ministra pracy, który chciałby wprowadzić minimalne wynagrodzenie godzinowe, które już obowiązuje choćby w Niemczech. To wszystko musi iść w parze. Pojedyncze działania niczego nie poprawią. Zamykając jedną furtkę, zostawiamy bowiem szeroko otwarte drzwi w innych obszarach.
- Rząd chce promować w przetargach na zamówienia publiczne firmy, które zatrudniają pracowników na umowy o pracę. To może być pozytywny impuls?
- To jest akurat bardzo dobry pomysł. Sami jako OPZZ już to proponowaliśmy, bo przecież to są pieniądze publiczne i powinny być one wydawane z pożytkiem dla społeczeństwa. A przecież w jego interesie jest to, żeby pracownicy byli zatrudniani legalnie, na umowy o pracę, dzięki którym mają poczucie bezpieczeństwa zatrudnienia, mają wszystkie prawa wynikające z kodeksu pracy, odprowadzane są za nich składki zdrowotne i emerytalne, a przy okazji zyskuje budżet państwa, który łata w ten sposób dziurę w budżecie ZUS. Jest tylko jeden problem - ministrowie sami zatrudniają wiele osób na umowy śmieciowe. Jeśli rząd chce więc promować dobre praktyki na rynku pracy, powinien zacząć od siebie.
Jan Guz
Przewodniczący OPZZ