"Super Express": – Jan Dziedziczak – byłe „złote dziecko PiS” i rzecznik premiera Kaczyńskiego – przeszedł długą drogę, by znaleźć się na swym obecnym stanowisku...
Jan Dziedziczak: – Od czasów bycia rzecznikiem 15 lat temu to faktycznie długa droga (śmiech). Od 2007 r. jestem posłem reprezentującym moich wyborców z okręgu kalisko-ostrowsko-leszczyńskiego i to jest numer jeden mojego zaangażowania. Natomiast od grudnia 2019 jestem pełnomocnikiem rządu do spraw Polonii i Polaków Za Granicą. To jest nowy urząd stworzony przez premiera Mateusza Morawieckiego. Premier jest człowiekiem o pięknej karcie opozycyjnej, ale oprócz tego wszyscy go znamy jako super profesjonalnego prezesa banku, szefa korporacji. W tych instytucjach wszystko ma z siebie wynikać, wszystko ma być logiczne i efektywnie działać jak w szwajcarskim zegarku. On ten sposób myślenia przeniósł do administracji publicznej i chce, by ta efektywność przynosiła korzyści tym razem dla Polski. Kiedy pan premier dowiedział się w jaki sposób są wydawane pieniądze polonijne – część środków była dysponowana przez Senat, że część przez ówczesne MEN, część przez MSZ, część przez ministerstwo kultury i dziedzictwa, premier w końcu zapytał – a kto w końcu kieruje tą całą polityką polonijną? No i przede wszystkim, do kogo nasi Polacy za granicą mają się odezwać w razie potrzeby czy przyjazdu do Polski? Właśnie tak powstał ten punkt koordynacyjny do działań ws. Polaków za granicą, który został utworzony w kancelarii Premiera. Przypomnijmy. Jest 20 milionów Polaków mieszkających poza granicami. Dwadzieścia milionów! Proszę, niech pan sam oceni, jak ogromny jest to kapitał, jaka szansa dla Polski w promocji naszego Kraju jego kultury czy biznesu.
– I jest pan – po bankowemu – efektywnym urzędnikiem?
– Staram się być. Chyba mogę powiedzieć, że uporządkowaliśmy cały budżet polonijny. Nie sztuką jest przecież wydać pieniądze, chodzi o to, by wydać je jak najefektywniej dla sprawy.
– Zatrzymajmy się na chwilę przy tych pieniądzach, a dokładnie 57 milionach złotych, które w ubiegłym roku pana departament wydał w ramach konkursów dla fundacji na działalność dla Polonii. Co udało się uzyskać za te pieniądze?
– To był specyficzny rok – rok pandemii, lockdownu. Wielu naszych rodaków było uwiezionych w domu. Nie mogli uczestniczyć w kongresach, wydarzeniach kulturalnych, nie mogli przyjechać do kraju, czasem wręcz nie mogli pójść do kościoła. Trzeba było więc zrobić wszystko, by szkolnictwo polskie było kontynuowane na poziomie zdalnym, żeby do sieci przenieść jak najwięcej programów polonijnych i by mocniej zaangażować media do promocji wydarzeń dla Polaków. W zeszłym roku stworzyliśmy także kierunek, który nazwaliśmy „budowa dobrego imienia polski przez organizacje polonijne”. Prowadziliśmy warsztaty co robić, kiedy pojawiają się nieprawdziwe informacje o Polsce. Z fake-newsem o „polskich obozach śmierci” na czele. Ludzie wiedzą, że trzeba pisać listy do redakcji z żądaniem zamieszczania sprostowań, że trzeba pisać firm reklamujących się w mediach szerzących dezinformację, czy na pewno chcą się reklamować w gazecie, która pisze nieprawdę o holokauście, która realizuje politykę kłamstwa oświęcimskiego. Moim zdaniem używając nowoczesnego języka o dyskryminacji można wywrzeć odpowiedni nacisk na redakcje. Uczymy też postaw codziennych. Chcemy, by każdy z Polak mieszkający za granicą czuł się „ambasadorem Polski”. Wyrobić taką postawę, że „każdy po kontakcie ze mną ma dobrą opinię o Polsce”. Że jestem miły, kulturalny, pracowity, uczciwy i potrafię przemycić ciekawe anegdotki o Polsce i jej Kulturze. Poczynając, że przynoszę do pracy pierogi i barszcz, kończąc na opowieściach o znanych Polakach. Załóżmy, że Polak w Anglii pracuje biurko w biurko z Irlandczykiem, to po trzech miesiącach Irlandczyk powinien wiedzieć już o Dywizjonie 303, Koperniku i Chopinie i o tym jak wiele nas łączy. W końcu, jeśli ktoś mówi, że Polacy są np. odpowiedzialni za zbrodnie wojenne, to każdy Polak powinien reagować.
– Niestety, coraz mniej osób za granicą kojarzy Polskę z Wałęsą i Janem Pawłem II, a coraz więcej z łamaniem praw kobiet, łamaniem praworządności, ze strefami wolnymi od LGBT...
– My jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że wystarczy, by o Polsce mówiono prawdę. Ktoś mówi, że w Polsce są łamane prawa kobiet? To wtedy mówmy, że w 1918 r. – po uzyskaniu niepodległości – nie było nawet wcześniej dyskusji czy kobiety powinny mieć bierne i czynne prawo wyborcze. To było oczywiste. Kobiety te prawa otrzymały jako jedne z pierwszych na świecie. Nie jest przypadkiem, że pierwsza kobieta, która otrzymała Nobla, wychowała się w polskiej kulturze. Gdyby Maria Skłodowska – Curie nie pochodziła Polski , tylko z Francji do której przeniosła się dorosła kobieta, to pewnie nie dostałaby Nobla. Francuski wtedy, miały inna pozycję w społeczeństwie, warto przypomnieć , że prawa wyborcze otrzymały w 1944 roku , a więc ćwierć wieku po Polkach!Dlaczego feminizm w Polsce się nie zakorzenił? Bo od początku Niepodległej Polski kobiety miały takie same prawa i po prostu tej wściekłości wśród naszych rodaczek nie było. Jeśli chodzi o LGBT – to gdy II RP w Polsce konstruowano nowy kodeks karny, to nie było w nim penalizacji homoseksualizmu, a w latach 60 lub latach 70 w Skandynawii, w Anglii – która dziś tak nas poucza – za „sodomię” można było pójść do więzienia. My byliśmy i jesteśmy krajem wolności, ale ta wolność ma dwa oblicza. Korzystali z niej w Polsce kobiety i homoseksualiści, ale teraz jak są próby lewackiej inżynierii społecznej, narzucania nam czegoś, to wykorzystujemy polskie poczucie wolność żeby się przed tym bronić.
– To dlaczego Polacy wciąż siedzą na Zachodzie i nie wracają do kraju „wolności od inżynierii społecznej”?
– Ależ wracają. Mamy twarde fakty. Pod koniec 2020 r. na emigracji czasowej przebywało 2 miliony 250 tys. Polaków. To o 300 tys. mniej, niż w szczytowym 2017 r. Polska jest krajem wolności, w którym można być spokojnym, że jak się posyła dziecko do szkoły, to nie przyjdzie transseksualista i nie będzie namawiał... A na Zachodzie naprawdę jest tak, że działacze LGBT przychodzą do dzieci i mówią: spróbuj tego, spróbuj tego. Nikt tu nie będzie mówił, jak mamy wychowywać dziecko. Wolność od inżynierii społecznej jest drugą najważniejszą przyczyną, dla której Polacy wracają. Przede wszystkim od 2016 r. Polsce radykalnie podniosła się jakość życia. Mamy 500+, 300+, pracę i perspektywę na mieszkania dla młodych. No i u nas jest bezpiecznie – nie ma dzielnic radykalnego islamu i mamy niską przestępczość pospolitą.
– Co pan sądzi o kryzysie na granicy? Tam też są młodzi, pragnący lepszego jutra...
– Kryzys tworzy dyktator Łukaszenka. Ma na celu destabilizację Polski i Unii Europejskiej. Ściąga na granicę ludzi z Syrii, Iraku, Afganistanu, sugerując im, że bez problemu przedostaną się na teren EU. Gdybyśmy zgodzili się na ich przejście, to byłaby lawina kolejnych przybyszów. Czy to są ludzie uciekający z terenów objętych wojnami? Nie. Czy to są ludzie, którym zagraża niebezpieczeństwo, utrata życia? Nie. To są osoby z biedniejszych terenów, którzy chcą wygodniej żyć.
– To nie dokładnie tak jak Polacy emigrujący na Zachód...
– To jest złe porównanie. Niemal wszyscy Polacy za granicą ciężko pracują. Gdybyśmy mieli porównywać kogoś do naszych rodaków np. w Wielkiej Brytanii, to porównywalibyśmy ich do Ukraińców w Polsce. Oni tu ciężko pracują, nic od podatnika nie dostają. Tymczasem ci islamscy uchodźcy w dużej mierze przyjeżdżają do Europy żyć z socjalu. Ich pomysłem na życie jest to, żebyśmy my składali się w naszych podatkach na to, żeby oni – często młodzi mężczyźni – mogli żyć na zasiłkach. To nie są ludzie, którzy mogliby wykonywać najprostsze prace – oni na to się nie zdecydują, oni będą woleli żyć na zasiłku. Proszę sobie wyobrazić, że gdy w Polsce pojawiło się 500+ i Polacy przestali wyjeżdżać do Niemiec na ciężkie prace przy zbieraniu szparagów, to nie było tam komu tego robić, choć Pani Kanclerz Merkel w 2015 r. przyjęła 400 tys. islamskich migrantów! A oni tego nie chcą robić, bo to jest męczące!!! A Polskość to siła, chęć do pracy i duma. I to również musimy na co dzień podkreślać.
Rozmawiał Daniel Arciszewski