Z uwagą śledziłem pierwsze godziny i doby po ponurej zbrodni w nie tak znowu dalekim kraju, jakim jest Norwegia, w kraju, w którym Polacy stanowią bardzo liczną grupę mieszkańców. Otóż zanim okazało się, że mordercą jest Norweg, pewien polski portal pokazał pewnego muzułmanina, który miał być odpowiedzialny za eksplozję w Oslo.
Kiedy prawie jasne było, że chodzi o kolejną odsłonę wojny cywilizacji, okazało się, że morderstwa nie dokonał żaden muzułmanin, tylko aryjskiej urody Norweg. I zaczął się interesujący festiwal. Każdy chciał go widzieć w obozie wroga, w myśl zasady: jest taki zły, bo nie jest nasz, jest taki zły, bo nie podziela naszych poglądów, jest taki zły, bo nie hołubi naszych wartości.
Był więc dla niektórych prawicowcem, chrześcijaninem, a dla innych fundamentalistą i masonem. On sam - jak to szaleniec - dokonał autonamaszczenia na przedstawiciela narodu norweskiego i w imieniu tego narodu, żeby ukarać władzę, zabijał z zimną krwią dzieci i dorosłych...
Uważam, że wykorzystywanie morderstwa tego szaleńca do swoich politycznych celów czy to w Norwegii, czy u nas jest obrzydliwe. I nie mam złudzeń, że wielu jajogłowych zamartwia się właśnie, jak tu najbardziej na tym skorzystać.