"Super Express": - Czy chce pan zostać dziennikarzem "Gazety Polskiej"?
Jacek Żakowski: - Nie.
- Pytam, bo ostatnio zasłynął pan z wypowiedzi dość łaskawych dla opozycji, a mocno krytycznych wobec zwolenników obozu władzy. Zmienił pan poglądy?
- Poglądów nie zmieniłem. Ale zmienił się ich odbiór. Teraz wszyscy każdą wypowiedź chcą traktować jako element kampanii wyborczej. A ja staram się mówić uczciwie. Jeśli chodzi o PiS, to już osiem lat temu napisałem tekst, że zgadzam się z braćmi Kaczyńskimi co do diagnozy ale nie w kwestii terapii. Oczywiście - nie ze wszystkimi elementami tejże diagnozy - tymi paranoicznymi, o szukaniu spisków, układów. To jakaś fantasmagoria. Ale w ocenach społeczno-gospodarczych się zgadzam. I to się nie zmieniło.
- A dlaczego uważa pan, że Leszek Balcerowicz już nie wie, co mówi, nie kontroluje swoich słów?
- Jeśli chodzi o Leszka Balcerowicza, to wyraźna różnica poglądów między nami trwa już od lat.
- Na czym polega ta różnica?
- Leszek Balcerowicz reprezentuje poglądy libertariańskie, ja - socjaldemokratyczne. To fundamentalna różnica w ocenie roli państwa, ale też samej ekonomii. Ja uważam, że w 1989 roku zrobił to, co trzeba było zrobić, terapia szokowa była przykrą koniecznością. Jednak to, co robił na przełomie stuleci jako wicepremier w rządzie Jerzego Buzka, i to, co potem proponował, wydaje się jakąś pogłębiającą się katastrofą.
- O Radosławie Sikorskim powiedział pan z kolei: chciał dorżnąć watahę, teraz sam odchodzi. Nie podziela pan zdania Michała Kamińskiego, że polska polityka traci wybitnego męża stanu?
- W 2010 roku pisałem artykuł pt. "Sikorski 2010 - Sikorski 2020". Było to w trakcie prawyborów prezydenckich w PO, w których ówczesny szef MSZ był rywalem Bronisława Komorowskiego. Pisałem wtedy, że na wybór Sikorskiego jest jeszcze za wcześnie. Bo jest on człowiekiem o ogromnym potencjale, ale niedojrzałym emocjonalnie. Ta niedojrzałość objawia się w jego polityce. Niestety, to się ku mojemu zmartwieniu nie zmieniło. Ale do 2020 roku zostało jeszcze trochę czasu.
- Na razie Radosław Sikorski odchodzi z polityki. Powraca natomiast Roman Giertych...
- Raczej chce wrócić.
- Ale ma kandydować na senatora, więc można powiedzieć, że wraca. Dziś kojarzony jest z Platformą Obywatelską. Przed laty miał związki raczej ze skrajną nacjonalistyczną prawicą. Jak ocenia pan taką ewolucję?
- Skrajne poglądy głosił też przed laty Radosław Sikorski. Każdy może się zmienić, zmądrzeć. Giertych idzie chyba w dobrym kierunku. Ale ocenianie go jako reprezentanta PO jest jednak nadinterpretacją.
- Ale już w przypadku Michała Kamińskiego, kiedyś radykalnego narodowca, dziś doradcy Ewy Kopacz, o nadużyciu mowy być chyba nie może?
- Ewolucja była ogromna. Nie chcę mówić kto - Sikorski, Kamiński czy Giertych - przeszli większą. Niech Pan Bóg to osądzi.
- Mamy do czynienia z pewnym buntem młodych ludzi. Po wynikach sondaży widać, że wielu przedstawicieli najmłodszego pokolenia mówi, że nie czują się w Polsce dobrze. W odpowiedzi zwolennicy obecnej władzy mówią często, że jak się komuś w Polsce nie podoba, to powinien z Polski wyjechać. Pan zarzucił w programie Tomaszowi Lisowi, że mówi jak Gomułka. Powtórka z 1968 roku?
- Wojna pokoleń miała miejsce wtedy w RFN Adenauera, we Francji de Gaulle'a czy w PRL Gomułki. Starsze pokolenie nie potrafiło zrozumieć młodszego. To właśnie zarzuciłem w programie Tomkowi Lisowi. W jego wypowiedziach pojawił się rzeczywiście taki nurt gomułkowski. Starsi mówią: my sobie wypruwaliśmy flaki, a wy nie doceniacie, a młodsi - my się na świat nie pchaliśmy. To konflikt stary jak świat.
- Tomasz Lis czy psycholog Janusz Czapiński nie rozumieją, że młodym ludziom nie wystarcza dziś to, że nie ma już PRL, pustych półek i kolejek?
- Problemem młodych są pełne półki, z których nie mogą nic kupić, bo ich na to nie stać. Ci ze starszego pokolenia, którym się udało, nigdy tego nie zrozumieją.
- Ten bunt uwidocznił się w wyborach prezydenckich. Świadczył o tym wynik Pawła Kukiza, porażka Bronisława Komorowskiego. Kto - PiS, lewica czy ruch Kukiza - ma największą szansę na zagospodarowanie tej grupy wyborców?
- Bardzo trudno oceniać. Zjednoczona Lewica może osiągnąć kilkanaście procent poparcia, może mieć wynik na poziomie kilku procent, Ruch Kukiza może osiągnąć kilkanaście procent, a może w ogóle nie przekroczyć progu. Analogicznie - PiS może mieć większość konstytucyjną lub nie mieć jej wcale. Naprawdę, na dzień dzisiejszy niczego nie można przewidzieć.