Jacek Żakowski: Gruzińska wycieczka prezydenta Kaczyńskiego

2014-03-04 3:00

Czy Lech Kaczyński miał rację wobec Rosji i premier Tusk idzie w jego ślady?

"Super Express": - Prezydent Lech Kaczyński przestrzegał, że Rosja po Gruzji weźmie się do Krymu. Dziś nawet pan pisze, że "powinniśmy nalegać, by Rosja została uznana za zagrożenie dla świata". Przejdzie panu przez gardło, że Lech Kaczyński miał rację?

Jacek Żakowski: - Nie przejdzie. Mówimy o zupełnie innej fazie rozwoju sytuacji. Nikt nigdy w Polsce nie miał większych złudzeń co do intencji Rosji w sensie odbudowy imperium. Problemem pozostają metody reakcji.

- Przemówienie Tuska spokojnie mógłby wygłosić Lech Kaczyński.

- Tak, ale w przypadku Kaczyńskiego nieodpowiedzialne było wystawianie nas na pierwszy front nierównych zmagań, bez poparcia Zachodu. Dziś polityka rosyjska jest nie tylko czytelna, lecz także diagnozowana jako szkodliwa również przez naszych partnerów z UE. Stwarza to sytuację, w której możemy wraz z nimi Rosję powstrzymać. Lech Kaczyński tylko zwiększał przekonanie, że jesteśmy w oczach Zachodu rusofobami. Wciąż jesteśmy podejrzewani o rusofobię...

Patrz też: Nowy gracz w konflikcie o Krym? Turcja zaniepokojona o Tatarów z Krymu!

- Właśnie. To się nie zmienia niezależnie od tego, co robimy. Historia...

- Nie, nie! Bardzo zależy od tego, co robimy. Największym zagrożeniem dla Polski jest ostry konflikt z Rosją bez zrozumienia i wsparcia Zachodu. Z wrażeniem, że jesteśmy źródłem problemu. To się diametralnie zmieniło od czasu Kaczyńskiego, kiedy były z nami tylko państwa bałtyckie.

- Nie jest tak, że prezydent Kaczyński po prostu miał pecha, bo reagował na pierwsze takie działania Rosji? Dziś to już powtórka. Premier Tusk ma łatwiej.

- Ważne jest to, czy się jest dobrze rozumianym. Celem Polski jest zapewnienie sobie bezpieczeństwa poprzez sojuszników, którzy udzielą nam kosztownego wsparcia. Dziś nasi sojusznicy zrozumieli, że to nie jest już problem rusofobii, ale chorych ambicji Putina. Gruzińska wycieczka Kaczyńskiego to utrudniała.