- „Super Express”: - Zaognia się spór między rządem, Muzeum II Wojny Światowej a władzami Gdańska i pomorskiego samorządu, dotyczący zagospodarowania terenu Westerplatte. Rząd planuje tam budowę muzeum a grupa pomorskich posłów PiS złożyła już do Sejmu projekt specustawy. Władze Gdańska protestują i apelują do premiera i ministra kultury i dziedzictwa narodowego o wycofanie się z decyzji. Powstaje zatem pytanie, czy Westerplatte rzeczywiście powinno znaleźć się pod opieką państwa?
- Jacek Sasin: - Zacznijmy od tego, że spór, o który pani pyta jest sporem sztucznie wywołanym, niejako zastępczo wobec konieczności rewitalizacji i rewaloryzacji tego miejsca.
- Dlaczego?
- Spieranie się o to, do kogo będzie należał sam teren Westerplatte nie ma sensu. Lepiej postawić sobie pytanie, kto będzie w stanie lepiej zagospodarować ten obszar tak, aby był wizytówką Gdańska. Zwłaszcza, że Westerplatte jest dla Polaków ważnym historycznym symbolem. Jeżeli chcemy prowadzić aktywna politykę historyczną to musimy konsekwentnie podkreślać, że Polska jest pierwszą ofiarą II wojny światowej.
- Mówi pan o Westerplatte jako symbolu. Wiele osób podkreśla, że obecny wygląd terenu Westerplatte nie znajduje się w dobrym stanie. Co zatem trzeba zrobić, aby to zmienić?
- Westerplatte potrzebuje dużych inwestycji. Pomysł zrobienia na terenie Westerplatte Muzeum Wojny 1939 roku jest bardzo dobrą koncepcją. W okresie II wojny światowej byliśmy bowiem pierwszym państwem, które otwarcie przeciwstawiło się niemieckiemu nazizmowi. Muzeum mogłoby być wizytówką polski na świat. Samorząd gdański, który bezpośrednio zarządza terenem o którym mówimy, w moim przekonaniu nie udźwignął roli zarządcy. Doskonale rozumiem, że samorząd ma inne priorytety. Jednakże brak należytej, codziennej dbałości o tak symboliczne miejsce, z jakim mieliśmy do czynienia w ostatnich latach, jest co najmniej poważnym zaniedbaniem. Dalsze trwanie tego stanu grozi zniszczeniem unikalnych wartości historycznych i przestrzennych terenu dawnej Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Dlatego na tym odcinku, biorąc pod uwagę znaczenia tego miejsca dla wszystkich Polaków oraz skalę przedsięwzięcia, państwo musi pomóc.
- Nie ma pan wrażenia, że zamieszanie wokół Westerplatte jest niepotrzebne?
- W pewnym sensie jest tak jak Pani mówi. Sprawa Westerplatte została jednostronnie przedstawiona w ten sposób, że ktoś chce coś komuś zabrać. Słyszałem głosy, że rząd planuje mieszkańcom Gdańska zabrać Westerplatte.
- Rozumiem, że to nieprawda?
- To zupełna nieprawda. Gdańsk odegrał podczas II wojny światowej bardzo ważną rolę. Nikt nie chce umniejszać gdańszczanom historycznych zasług, czy też utrudniać dostępu do tego miejsca. Natomiast musimy otwarcie powiedzieć, że samorząd gdański przez lata zaniedbał ten symbol naszej obrony przed niemiecką agresją w 1939 r. Mam nadzieję, że najbliższe spotkanie ministra Sellina z prezydent Dulkiewicz pozwoli wypracować takie rozwiązania, które doprowadzą do powstania instytucji muzealnej przyciągającej zwiedzających tak z kraju, jak i ze świata, przez cały rok, a nie tylko w kolejne rocznice.
- Wprowadziliście wiele rozwiązań dotyczących polskich rodzin. Teraz mowa jest o wsparciu dla emerytów. Czy to na być sposób na wygrane wybory?
- Od początku swoich rządów Prawo i Sprawiedliwość zrealizowało wiele działań prospołecznych. Wdrożyliśmy nie tylko program Rodzina 500+, ale także m.in. przywróciliśmy Polakom poprzedni wiek emerytalny, czy wprowadziliśmy darmowe leki dla seniorów po 75. roku życia. Starzejące się społeczeństwa są sporym wzywaniem dla wszystkich europejskich rządów, dla nas także. Mamy świadomość, że emerytury powinny być wyższe, wyraźnie to wyrażają zresztą sami zainteresowani. Dlatego też w tym roku uchwaliliśmy po raz pierwszy tzw. 13. emeryturę. Wprowadzamy również dla przyszłych emerytów nowe formy oszczędzania na emeryturę. Mam na myśli Pracownicze Plany Kapitałowe, które mają być sposobem na utrzymanie emerytury wyższej niż to, co zostanie zgromadzone w ZUS. PPK to trochę powrót do pomysłu z 3 filarem, czyli dobrowolne ubezpieczenie, do którego będziemy oczywiście zachęcali.
- Planujecie większe zmiany w systemie emerytalnym?
- W najbliższej przyszłości nie przewidujemy zmian w sferze systemu emerytalnego. Póki co sytuacja ZUS, wbrew prognozom naszych krytyków, nie uległa pogorszeniu, a można nawet stwierdzić, że jest w lepszej kondycji. Wpływ na ten stan rzeczy ma niższa stopa bezrobocia, uszczelnienie systemu oraz wyższe wynagrodzenia. Więcej osób pracuje, dzięki czemu wpływy ubezpieczyciela są większe.
- Jeśli jednak dojdzie do reformy systemu, będzie to poprzedzone konsultacjami społecznymi?
- Prawo i Sprawiedliwość gwarantuje, że żadne decyzje nie zostaną podjęte bez udziału Polaków. Nigdy nie zrobimy tak jak nasi poprzednicy, którzy bez konsultacji społecznych podjęli decyzję o podniesieniu wieku emerytalnego. Wykluczamy to.
- Czyli Polacy mogą odetchnąć z ulgą, że rząd nie będzie im kazał pracować dłużej?
- Tak. Polacy mogą spać spokojnie. Oczywiście, jeśli ktoś chce pracować dłużej to ma do tego prawo – to jego wybór. Każdy kto pracuje jest dla państwa na wagę złota, a sam dzięki temu będzie miał wyższą emeryturę. Jednakże nasz rząd nie zmusza nikogo do takich decyzji.
- Cofnijmy się w czasie. Po rekonstrukcji rządu pojawiły się zarzuty, że nie nadaje się pan na urząd, który pan objął. Pańscy krytycy oceniają, że dzięki przyjaźni ze ś.p. Lechem Kaczyńskim jest panu tu gdzie jest i nie przemawiają za tym kompetencje.
- Polityk musi być przygotowany na rożne opinie na swój temat, także te krytyczne. Oponenci często, tak w przeszłości, jak i obecnie,nie szczędzą szorstkich słów pod moim adresem. Traktuję to jednak jako coś niemal naturalnego, podobnie jak większość polityków „dobrej zmiany”. Polska polityka uległa na przestrzeni czasu radykalizacji w sposobie wyrazu. Zaś nominację odbieram po prostu jako docenienie znaczenia Komitetu Stałego Rady Ministrów.
- Jednak w polskim Sejmie nie doświadczamy sytuacji, które są na porządku dziennym na Ukrainie, gdzie politycy potrafią przekonywać drugą stronę argumentem pięści.
- To prawda, na szczęście u nas nie doszło jeszcze do takich sytuacji. I mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie. Chociaż także potrafi być gorąco, zarówno podczas prac w parlamencie, jak i w studiach telewizyjnych.
- Jak układa się pana współpraca z premierem Mateuszem Morawieckim? Swego czasu krążyły legendy o rzekomym despotyzmie premiera. Jak jest w rzeczywistości?
- Od półtora roku pracuję w rządzie premiera Mateusza Morawieckiego. Nasza współpraca układa się dobrze. Premier jest osobą, która słucha i bierze pod uwagę zdanie swoich współpracowników. Nigdy nie zauważyłem u niego stylu zarządzania, który określany jest mianem despotycznego. Traktuje swoich współpracowników po partnersku. Dostajemy od naszego zwierzchnika pełną swobodę działania w obszarach, za które odpowiada dany minister, dzięki czemu komfort pracy w KPRM jest duży. Stworzyliśmy dobry, zgrany zespół. Czytelnicy „Super Expressu” mogą być absolutnie spokojni, jeśli chodzi o profesjonalizm rządu i jego decyzyjność. Oczywiście błędy zawsze mogą się zdarzyć, ale ograniczamy je do minimum.
- PiS wygrało wybory do PE. Jednak przed partią, którą pan reprezentuje stoi największe wyzwanie, czyli wybory parlamentarne, które cechuje inne specyfika. Wiele osób uważa, że dojdzie do mocnego starcia partii politycznych, które nie będą przebierały w środkach do celu.
- Pani redaktor, to prawda, że wybory krajowe różnią się w swej specyfice od tych europejskich. Majowy wynik bardzo nas to cieszy i jednocześnie mobilizuje. Wybory do PE wygraliśmy wysoko, jednak nie był to nokaut. Z jednej strony mamy potwierdzenie, że to co robimy jest oceniane przez społeczeństwo dobrze. Z drugiej jednak strony jako Zjednoczona Prawica jesteśmy w trudnej sytuacji, ponieważ nie mamy naturalnego sojusznika, z którym niejako automatycznie moglibyśmy wejść w powyborczą koalicję. Oczywiście jesteśmy otwarci na rozmowy z innymi ugrupowaniami mającymi podobną do nas wizję Polski.
- Paweł Kukiz przebąkiwał swego czasu o ewentualnym połączeniu się z PiS. Dla niego jest to szansa na to, aby nie zniknąć ze sceny politycznej. Może rzeczona koncepcja rozwiąże problemy PiS z brakiem koalicjanta?
- Jeżeli chodzi o ugrupowanie Kukiz’15 to sporo nas różni. Trudno będzie zbudować jednolity front z ugrupowaniem Pawła Kukiza.
- Chcieć to móc…
- Na poziomie myślenia o tym, że Polskę trzeba zmieniać, a obywatele powinni mieć większy wpływ na to co dzieje się w państwie widzę zbieżność z tokiem myślenia kolegów z Kukiz’15. Jednocześnie pewne propozycje Pawła Kukiza, które są przez niego silnie akcentowane, dla nas są nie do przyjęcia.
- Które konkretnie?
- Chociażby jednomandatowe okręgi wyborcze, które są hasłem sztandarowym Pawła Kukiza.
- Na razie możemy jedynie pospekulować, więc zastanówmy się, czy scenariusz, w którym PO przegrywa wybory parlamentarne wydaje się panu oczywisty?
- Na pewno nie można bagatelizować siły rywala, ani planować przyjemnego spacerku do wyborów. Zdaję sobie sprawę, że wybory parlamentarne, a raczej cała droga do nich będzie ciężkim starciem. Zapewne padnie jeszcze wiele oskarżeń i pomówień pod naszym adresem. Być może temperatura nadchodzących wyborów będzie wyższa niż zawsze. Czekają nas intensywne i pracowite miesiące, ponieważ PiS nie będzie czekał na to co zrobi opozycja. Chcemy skupić się na tym co jeszcze możemy zrealizować. W lipcu spotykamy się w Katowicach, aby zrobić „burzę mózgów”i podjąć pewne decyzje, które będą miały wartość w przyszłości. Druga kadencja jest nam potrzebna do tego, aby sfinalizować projekty, które zaczęliśmy. Chcemy mieć dobry program na następną kadencję, a nie jedynie dążyć do zwycięstwa dla samego faktu posiadania władzy. Mam nadzieję, że intensywne spotkania z wyborcami pomogą Polakom podjąć decyzję, kogo wybrać w jesiennych wyborach.
- Nasza rozmowa została zdominowana przez tematy polityczne. Jednak nie samą polityką żyje człowiek. Kiedy ma pan chwilę czasu, gdy opuszcza pan KPRM i może oddać się ulubionym zajęciom. Co wówczas pan robi?
- Od zawsze pasjonowała mnie historia oraz historia sztuki. Stąd kierunek studiów, który ukończyłem. Uwielbia czytać książki o wspomnianej tematyce. Zawsze, gdy znajdę chwile to staram się oddać ciekawej publikacji. Od kiedy zostałem ministrem, a później wicepremierem wychodzę rano i wracam późnym wieczorem, przez co nie mam już niemal czasu na książki. Oprócz tego bardzo lubię podróżować tak, aby coś zwiedzać.
- Czyli nie leży pan plackiem w nadmorskich kurortach?
- Absolutnie nie. Nigdy nie pasjonowało mnie leżenie całymi dniami na plaży. Aktywna turystyka jest tym co bardziej trafia w mój gust. Wspólnie z 18-letnim synem, którego udało mi się zarazić pasją do podróży, zwiedzamy różne miejsca. To mój najlepszy kompan, który ostatnio przejął schedę aranżując plany podróżnicze, np. na początku roku byliśmy na Węgrzech, w Budapeszcie. Poza zdobywaniem nowej wiedzy lubimy z synem skosztować lokalnej kuchni, więc łączymy przyjemne z pożytecznym. Kuchnia jest częścią tradycji każdego kraju. Przynajmniej tak tłumaczymy sobie nasze łasuchowanie.
- Pomaga pan żonie w domowych obowiązkach?
- Obecnie mniej niż kiedyś. Nic tak nie buduje pewnej więzi jak wspólne odkurzanie i sprzątanie mieszkania. Zapewniam moją żonę, że będę się starał pomagać tyle ile tylko się da.
- Rzadko mężczyźni przyznają się do tego, że lubią sprzątać. Zaskakuje pan.
- Lubię, nawet zdarza mi się zmywać. Uważam, że wspólne wykonywanie takich codziennych zajęć wzmacnia więzi rodzinne.
Rozmawiała Sandra Skibniewska