"Super Express": - Polski rząd podkreśla, że wraca ze szczytu UE z sukcesem. Zwolennicy integracji UE mówią, że ten budżet to porażka Europy. Jaka jest prawda?
Jacek Saryusz-Wolski: - Ocena będzie podwójna. Z polskiego punktu widzenia mistrzostwem świata jest sytuacja, w której budżet UE maleje, a kwota dla nas rośnie. Z punktu widzenia Unii oznacza on jednak regres. Wiele ważnych dziedzin zostało przyciętych. Nie dziwię się zatem głosom krytycznym.
- Polska wieś też ma się z czego cieszyć? Opozycja zwraca uwagę, że tych środków jest mniej.
- Wzrost dopłat bezpośrednich trudno oceniać źle. Mamy szansę, że w tej 7-latce osiągniemy średnią UE w dopłatach do hektara...
- To prawda, ale pan był zawsze zwolennikiem wspierania wsi przez dofinansowanie strukturalne, a nie bezpośrednie dopłaty. Tymczasem tu chyba oberwiemy...
- Tu też nastąpi wzrost. Może nie taki jak byśmy chcieli, ale przyjęto rozwiązanie, że można przesuwać nawet do 25 proc. środków z jednego filara polityki rolnej na drugi. To pozwoli na zaradzenie tej niedogodności. Rząd będzie także mógł przesunąć na obszary wiejskie środki z polityki spójności.
- Politycy PSL mieli jednak kwaśne miny po ogłoszeniu wyników szczytu. Wyczuwali, że to ogłoszenie sukcesu kosztem wsi...
- To rozstrzygnięcie proporcji w budżecie rolnictwa dotyczy wszystkich, nie tylko Polski. Biorąc pod uwagę możliwości przesunięć środków, sądzę, że jest to wynik do zaakceptowania.
- Zwolennicy głębszej integracji Unii mówią, że pierwszy niższy od poprzedniego budżet w dziejach UE zapowiada zmierzch idei europejskiej.
- To za dużo powiedziane. Na pewno budżet powinien być większy, tym bardziej że traktat z Lizbony nakłada na Unię nowe zobowiązania. Jest to w jakiś sposób budżet wyznaczony przez największego skąpca z klubu skąpców, czyli Wielką Brytanię. Jest jednak szansa na rewizję. Procedura rewizyjna, jeżeli kryzys zostanie zażegnany, przewiduje korektę w górę w ciągu 2-3 lat.
- Brytyjskie media są zadowolone. Szantaż Camerona grożący wyjściem z UE okazał się dobrą strategią?
- Jeżeli wsłuchamy się w głosy wszystkich krajów, to każdy z innych powodów jest zadowolony. Brytyjczycy chcieli jeszcze większych cięć i też narzekają. My mamy się z czego cieszyć. Zresztą to dopiero półfinał negocjacji budżetowych.
- Jak to? A już wszyscy mówią o sukcesie...
- Bo jest sukces. Będą jeszcze negocjacje z Parlamentem Europejskim. Tu spodziewałbym się korekt korzystnych dla budżetu UE i dla Polski. Europarlament był poplecznikiem naszego interesu, broniąc polityki spójności, rolnej i szczodrego budżetu. Bez tego wynik byłby gorszy.
- Właśnie - europarlament groził wetem. Nadal grozi.
- I Rada Europejska zostawiła sobie pewien margines elastyczności na te rozmowy. Ale także np. pomysł europodatku od transakcji finansowych, w całości bądź części zasilającego budżet. Przystąpiło już do niego 11 państw i my też powinniśmy. Polska nie musi się jednak obawiać europarlamentu. On stoi po naszej stronie. Sukces udało się także osiągnąć dlatego, że powstała koalicja kilkunastu krajów i porozumienie z Francją.
- Słyszałem już głosy, że staliśmy się jednym z najważniejszych krajów UE, że się z nami liczą. Czy duża kwota wspomagająca zasypywanie różnic między Polską a UE nie świadczy jednak o czymś przeciwnym? Że pomimo 20 lat przemian Polskę dzieli wciąż taka przepaść z Zachodem, że widzą, jakimi jesteśmy "dziadami" i trzeba nas nieustannie wspomagać? Nawet pomimo pędu do oszczędzania na wszystkim.
- To niepotrzebna złośliwość. Obiektywne dane pokazują, że należymy po prostu do kilkunastu państw poniżej średniej unijnej, z czego wynikają kwoty pomocowe.
Jacek Saryusz-Wolski
Europoseł PO, wiceprzew. EPL