"Super Express": - Kolejne wybory na Białorusi i kolejne represje. Aresztowano opozycyjnych kandydatów na prezydenta i kilkuset demonstrantów. Pobicia, zniknięcia ludzi związanych z opozycją i doniesienia obserwatorów OBWE o "złym i bardzo złym" sposobie liczenia głosów. Unia wygląda na zaskoczoną, bo przecież miało być takie ocieplenie...
Jacek Saryusz-Wolski: - Reżim Łukaszenki potwierdził swoją prawdziwą naturę. Ale Europa jest nie tyle zaskoczona, co zawiedziona. Miała nadzieję na pewną liberalizację, przemawiały za tym pewne elementy. Nikt nie liczył na w pełni demokratyczne wybory, ale na zmianę podejścia do procesu wyborczego na pewno. Łukaszenko tego egzaminu nie zdał i Unia wyciągnie z tego wnioski.
- Słyszeliśmy to już przy wielu okazjach. Unia zapowiadała wyciąganie wniosków, ale wciąż powtarzało się to samo. Ostatnio głównie łagodziła swoje stanowisko, widząc "elementy poprawy". Skąd pewność, że znów nie da się rozgrywać?
- To nie tak. Bruksela przez szereg lat prowadziła jednak bardzo twardą politykę wobec władz w Mińsku. O wiele twardszą niż np. wobec Kuby. W pewnym momencie doszła jednak do wniosku, że totalne sankcje są nieskuteczne i lepsza będzie polityka kija i marchewki. Ta zmiana nie przyniosła owoców, choć zwolnienia niektórych więźniów i pewna liberalizacja w mediach miały miejsce. Wydarzenia z ostatnich dni pokazują jednak, że reżim się nie zmienił. Unia nie powróci zapewne do polityki ostrych sankcji, ale Białoruś nie będzie pozytywnie traktowana.
- Nie wróci do ostrych sankcji? Co jej pozostaje po takich wydarzeniach?
- Będzie rozważane rozszerzenie listy zakazu wizowego. Kiedyś było na niej trzydzieści nazwisk, później zredukowano to do pięciu...
- Po wprowadzeniu zakazu wizowego Łukaszenko stwierdził, że i tak już "wszędzie był" i "nie ma tam niczego takiego, czego nie można znaleźć na Białorusi". Teraz też się nie przejmie.
- Tak, ale tu bardziej istotny będzie instrument ekonomiczny. Białoruś znajduje się w trudnej sytuacji ścisku między światem, który jest w kryzysie a Rosją, która wymusza podwyżki cen energii. Pomoc i pożyczki, które mogłyby być dla tego kraju wsparciem, będą zamrożone.
- Rosja wymusza pożyczki, ale akceptuje to, co robi Łukaszenko. Prezydent Miedwiediew uznał wydarzenia na Białorusi za wewnętrzną sprawę tego kraju. Misja obserwatorów państw Wspólnoty Niepodległych Państw, głównie rosyjskich, określiła je jako "zgodne z normami demokratycznymi". Zabawne, bo pamiętam o pomysłach wpływania na Mińsk poprzez Moskwę...
- Akceptowanie przez Rosję braku standardów demokratycznych naBiałorusi jest niepokojące i wiele mówiące. Z drugiej strony Moskwa nie jest jednak w stanie wspierać ekonomicznie Białorusi. Dowodem są podwyżki cen, o których wspomniałem. Łukaszenko strzelił sobie w stopę, bo jedynym źródłem wsparcia gospodarczego mogła być Unia. Pomysłów wpływania na Łukaszenkę przez Rosję nigdy nie brano poważnie pod uwagę. Stan demokracji w Rosji jest niewiele lepszy niż na Białorusi, więc wiódł ślepy kulawego... Moskwa nie ma też żadnego powodu, by skłócić ze sobą Białoruś, udowadniając wyższość demokracji zachodnich nad "demokracją ŕ la russe".
- Słuchając zachodnich polityków, odnoszę wrażenie, że nikt tak naprawdę nie ma pomysłu na reakcję wobec Białorusi. Opozycją się zawiedli jako zbyt słabą, dyktator i jego ludzie się nie zmienią...
- Pewien wpływ otoczenie zewnętrzne może jednak mieć. Białoruś dziś, po kilku kolejnych latach, to mniej więzionych i represji, choć te nie zniknęły. I zabrzmi to pesymistycznie, ale Białoruś musi się zmienić sama. Symptomy tej zmiany muszą wypłynąć ze społeczeństwa, szczególnie młodej generacji, żeby społeczność międzynarodowa miała kogo wesprzeć.
Jacek Saryusz-Wolski
Członek komisji spr. zagranicznych europarlamentu (PO)