- „Super Express”: – Przeżyliśmy czarną niedzielę. Polska reprezentacja pod wodzą Adama Nawałki sromotnie przegrała z Kolumbią. Tym samym pogrzebała ostatnią tlącą się iskrę nadziei na awans w tym turnieju. Polscy kibice są zdruzgotani i pełni złości. Być może to rozgoryczenie jest przesadne?
- Jacek Santorski: – Takie reakcje wynikają z tego, że w polskiej kulturze i tradycji nie mamy oswojonej porażki.
– Naprawdę aż tak trudno nam pogodzić się z niepowodzeniem?
– Ma to związek z naszą historią oraz nauką o niej w szkołach. Nie jestem zwolennikiem tego, aby za wzór stawiać Amerykę, ale w tym przypadku jest to zasadne. Otóż w Stanach Zjednoczonych dzieci uczy się tego, że poprzez trudne doświadczenia człowiek może do czegoś dojść. Mimo wszystko osiągnąć coś w życiu. Porażki hartują oraz budują nas jako ludzi. Ważne, aby wpoić tę zasadę także u nas. Dzięki temu będzie nam łatwiej znieść trudne momenty i przejść nad nimi do porządku dziennego.
– My popadamy w histerię?
– Dokładnie tak. Zachowujemy się jak czteroletnie dziecko, którego rodzice wychodzą z domu na moment, a my myślimy, że już nie wrócą. Mamy w sobie pewien poziom zbiorowej niedojrzałości. Naprzemiennie idealizujemy i fatalizujemy naszych sportowców, szefów czy aktorów. To także jest charakterystyczne dla małego dziecka albo dla zaburzenia, które nazywa się w psychologii borderline.
– Po latach niepowodzeń naszych piłkarzy poczuliśmy, że teraz jest czas na nowe rozdanie. Okazało się jednak, że karty nam nie sprzyjały. Wspomina pan, że ma to umocowanie w historii. Jesteśmy skazani jako społeczeństwo na utożsamianie się ze sportowymi porażkami?
– W ciągu naszej historii stosunkowo niewiele nam się udawało. W naszym DNA mamy wpisane niskie poczucie własnej wartości. Jednak nie jesteśmy na nic skazani. To od nas zależy, jak będziemy sobie radzili z porażkami.
– Przed rozpoczęciem mundialu panował hurraoptymizm. Widzieliśmy Orły Nawałki na podium najważniejszej imprezy piłkarskiej. Przeciwnicy pokazali jednak, gdzie nasze miejsce. Na reprezentację Polski spadła fala krytyki: od gry w reklamach po ilość żelu na włosach. Gdyby polska reprezentacja odniosła sukces, nikt by się nie czepiał o żel?
– Owszem! Wtedy każdy by mówił „Ach, jaki ten Lewandowski obrotny chłopak. Gra w tylu reklamach i umie na siebie świetnie zarobić. To jest gość”.
– Istnieje szansa, że kiedykolwiek odetniemy od siebie te skrajności, które z jednej strony nakazują nam wychwalać pod niebiosa, a z drugiej negować do szpiku kości?
– Myślę, że tak.
– Proszę podać receptę, aby łatwiej było mierzyć się z pomeczową traumą w przyszłości.
– Uważam, że powinniśmy czerpać z psychologii biznesu. Na warsztatach z tej dziedziny ludzie uczą się stosunku do porażek. To jest klucz wszystkiego. Warto, aby sztab szkoleniowy naszej reprezentacji pomyślał o tym w przyszłości. To do nich należy odpowiedni trening mentalny naszych sportowców. To właśnie tu coś mogło nie zagrać.
Rozmawiała Sandra Skibniewska