"Super Express": - Ministrowie krajów UE, wśród nich Radek Sikorski, wynegocjowali porozumienie z Janukowyczem. Ludzie na Majdanie odrzucili je. Jak przyjęto jednak udział UE w tych wydarzeniach?
Jacek Kurski: - Dobrze przyjęto to, że Europa wreszcie się zaangażowała i po nieudolnej pani Ashton przyjechała trójka ministrów, która coś realnie robi. Były jednak rzeczy przyjęte źle...
- Chodzi o słowa Sikorskiego: "Albo podpiszecie, albo wszyscy jesteście martwi"? Po stu ofiarach i takich słowach trudno chyba było liderom opozycji wrócić na Majdan i powiedzieć: "Janukowycz zostaje".
- Większym problemem niż te słowa było to, że Sikorski tkwił w tej logice okrągłego stołu już po odrzuceniu jej przez Majdan i wypędzeniu Janukowycza. A Sikorski nadal żądał lojalności wobec porozumienia, krytykując stronę społeczną za jego zerwanie! To było niemądre i świadczyło o braku wyczucia.
- Rozmawiał pan z liderami opozycji. Panują nad sytuacją?
- To jest pytanie. Nie będzie nowego systemu bez nowych ludzi i reguł. Stare partie opozycyjne są przeżarte skłonnościami oligarchicznymi. Emanacją tego systemu była przecież Julia Tymoszenko i nie jest przypadkiem, że Majdan wcale nie przyjął jej z entuzjazmem. Bez nowych liderów ta rewolucja skończy się tym samym co poprzednio.
- Co ci, którzy przejęli władzę, mówią o drugiej stronie? Wyborcach, którzy wspierali Janukowycza?
- Warto podkreślić, że chcą utrzymania jedności Ukrainy i nie ma tu absolutnie śladu antywschodnich nastrojów. Ważniejsze wydaje się zachowanie Rosji. Z pewnością podejmą próbę destabilizacji sytuacji, by sięgnąć choćby po kontrolę nad Krymem. I z przykrością muszę stwierdzić, że tu się poleje jeszcze dużo krwi. Rosja nie odda tego łatwo.
- Rosjanie niezbyt entuzjastycznie reagowali na sygnały o podziale Ukrainy. Może mają nadzieję na to, że Unia znów zapomni o Ukrainie, a Rosja przejmie kontrolę nad całym krajem, wspierając wschód?
- Unia odfajkowała temat, nie przedstawiając żadnej sensownej oferty. To, co oferowano, to zrobienie Ukrainie planu Balcerowicza do kwadratu. Dewaluacja, obcięcie socjału, podwyższenie cen gazu, likwidacja nierentownego przemysłu w zamian za obietnicę stowarzyszenia? Przecież to po roku oznaczałoby antyeuropejska rewoltę, która wepchnęłaby Ukrainę w łapy Rosji na 20 lat. Co robiła w tym czasie Polska? Niewiele. Niemcy są tu niesamowicie aktywni. Polski realnie nie ma.
Zobacz też: Małgorzata Kidawa-Błońska: Premier nie przejmuje się Kurskim
- Ma pan wrażenie, że Zachód zmieni teraz nastawienie do Ukrainy?
- Oni wciąż Ukrainy w UE nie chcą. Dlatego szczególnie aktywna powinna być Polska. Putin, mówiąc, że rozpad ZSRR był największą geopolityczną tragedią w XX wieku, myślał o tym, że musi odbudować imperium. Z Ukrainą w UE i NATO go nie odbuduje.
- W rozmowach z liderami Majdanu widzi pan obawę o to, że tak jak przy pomarańczowej rewolucji walka o stołki i władzę ich skłóci?
- Powodem fiaska było wejście w buty swoich poprzedników. Juszczenko robił interesy, ustawiając syna, Tymoszenko zdradziła kraj w umowie gazowej z Rosją. Mówiłem liderom Majdanu, że będą musieli zacząć tworzyć normalne partie. Nie są jeszcze gotowi, chcą być zbiorową Joanną d'Arc. Chcą być sumieniem tej nowej polityki. Tyle że samym sumieniem polityki się nie robi.
Jacek Kurski
europoseł Solidarnej Polski