"Super Express": - Pójdzie pan w kamasze?
Jacek Krajewski: - (śmiech) Żartem podsunęliśmy premierowi rozwiązanie, które wcześniej proponował minister Dorn z PiS. Jestem jednak zaskoczony reakcją Donalda Tuska. Postrzegałem go jako polityka, który poszukuje rozwiązań i dialogu. Wygląda na to, że premier woli nam grozić zamiast zapoznać się z problemem. Problem jest zaś prosty - rząd obarcza nas obowiązkami, które nie pozwolą nam prawidłowo wykonywać swojej pracy.
- Politycy PO szemrają po kątach, że lekarze dostali od nich podwyżki i poprzewracało im się w głowach...
- Jakie podwyżki!?
- Jak to jakie? Pół kampanii i cały poprzedni rok słuchałem premiera i posłów, którzy opowiadali, jak polepszyło się służbie zdrowia.
- W 2008 roku! Przy dobrej koniunkturze była podwyżka. Po gigantycznych protestach całej służby zdrowia w 2006 roku. Problem w tym, że politycy wbili sobie do głów, że w publicznym systemie każdy ponosi odpowiedzialność za publiczne pieniądze. Każdy tylko nie oni. Mają ją ponosić lekarze, choć nie ponoszą jej urzędnicy rządu ani z NFZ.
- Ten pomysł firmują też ministrowie zdrowia: Kopacz i Arłukowicz. To także lekarze. Dlaczego im te zapisy nie przeszkadzają, a państwu tak?
- Nie mam pojęcia. Nie wiem, dlaczego wprowadzane są reformy bez zabezpieczenia systemu. Podstawą powinna być karta ubezpieczenia społecznego. Zapowiadano ją już w 1997 roku. I nie ma jej do dziś! A w ustawie refundacyjnej lekarzy obarcza się odpowiedzialnością z własnej kieszeni za ewentualne braki uprawnień pacjentów do refundacji. To jakieś kuriozum. To tak, jakby dziennikarza z TVP obarczyć koniecznością sprawdzenia, czy oglądający jego program płacą abonament RTV. I zmusić do płacenia z własnej kieszeni za każdego widza, który nie płacił, a oglądał.
- Dlaczego wypełnianie tych recept to taki problem?
- Nie byłoby problemu, gdyby istniał system pozwalający sprawdzić uprawnienia pacjenta. Status jego ubezpieczenia. Dziś opóźnienie tej informacji może wynieść dwa miesiące. A wymaga się konsekwencji finansowych wobec lekarzy, jeżeli sami nie potwierdzimy tego natychmiast.
- Prace nad tą zmianą trwały od miesięcy. Czemu podnosicie protest w przeddzień ich wejścia w życie?
- O braku systemu lekarze alarmują od 1997 roku. Dopiero niedawno wyszła jednak interpretacja przepisów przygotowana przez ministerstwo dotycząca taksacji. Byliśmy przekonani, że taksacja już się odbywa.
- To znaczy?
- Teraz każdy lekarz taksuje pacjenta na dwa sposoby. Na recepcie określa, czy choroba jest przewlekła, lub czy przysługuje inna refundacja. Robiliśmy to i robimy. Byliśmy pewni, że propozycja ministerstwa o "taksacji" mówi właśnie o tym.
- Co przeszkadzało wpisywać kilka innych literek na recepcie?
- Poziom komplikacji. Rząd zaproponował pięć różnych poziomów odpłatności do każdej recepty. Lekarz ma to sprawdzić, choć nie ma możliwości. A jak się pomyli przy jednym z tych poziomów, to odpowie finansowo. To często gigantyczne pieniądze. A do tych pięciu poziomów dochodzi to, że na recepcie mogą być np. trzy różne wskazania lekarskie. I do każdego z tych wskazań, trzy różne odpłatności. I te odpłatności mogą się zmieniać co dwa miesiące. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej zastanawiam się, kto to wymyślił! To nie pozwala normalnie pracować. Będziemy więc przystawiać pieczątkę "refundacja leku do decyzji NFZ".
- Problem z waszym protestem i pieczątką polega na tym, że wybraliście formę, która musi uderzyć w pacjentów. Pojawiły się zarzuty dotyczące etyki...
- Nie zgadzam się z tymi zarzutami.
- Przystawiacie pieczątkę "do decyzji NFZ". Pacjent idzie do apteki i tam zawsze zapłaci 100 proc. Aptekarz nie zaryzykuje własnych zarobków, bo NFZ może mu nie zapłacić. Przerzucacie kłopot na pacjenta.
- Będziemy etyczni, gdyż będziemy informowali pacjenta o tym, że taka sytuacja zaistniała i może być tak, że zapłaci drożej. My bylibyśmy nieetyczni, gdybyśmy odmówili pacjentowi pomocy. Tę pomoc zmniejsza zresztą rząd, obarczając nas administracyjnym dochodzeniem pięciu poziomów taksacji. Nieetyczny jest rząd, wprowadzając niechlujne prawo, w pośpiechu. Nieetyczni są politycy, gdy za swoje błędy kierują gniew pacjentów na lekarzy.
Jacek Krajewski
Lekarz, prezes Porozumienia Zielonogórskiego