"Super Express": - Dopalacze jako jedyny towar na rynku nie muszą być kontrolowane przed wprowadzeniem do sprzedaży. Co pan sądzi o ustawie, która na to pozwoliła?
Jacek Kondracki: - Ta ustawa to ewidentny bubel prawny. Niestety, w naszym kraju jesteśmy aż nadto przyzwyczajeni do tego, że politycy produkują akty normatywne, które są bublami. A dopalacze to ogromny problem dla organów ścigania, właściwie nierozwiązywalny. Przestępcy są zawsze krok przed ścigającymi. Dobrym pomysłem byłoby, żeby pociągać tych przestępców do odpowiedzialności z art. 160 o narażaniu człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia. To jest rozwiązanie prawniczo czyste i jeżeli dopalacz nie byłby jeszcze na liście specyfików wyjętych z obrotu, mogłoby stanowić odpowiedni sposób reakcji organów ścigania, żeby sprawców takich przestępstw karać.
- Pewnym obejściem jest informacja na etykiecie, na której przestrzega się przed spożywaniem, dzięki czemu można powiedzieć, że ludzie biorą to na własne ryzyko.
- Samo zapewnianie o tym, wbrew rzeczywistej zawartości torebki, o niczym nie stanowi! Etykieta przy artykułach wprowadzonych do normalnego obrotu, o niedotykaniu oczu lub ochronie przed dziećmi, wyłącza sprzedawcę i producenta z odpowiedzialności wobec niewłaściwego zachowania konsumenta. Wszelkie tego typu ostrzeżenia są tylko i wyłącznie oszustwem, ucieczką przed ewentualną odpowiedzialnością karną.
- Co należałoby zrobić z politykami, którzy odpowiadają za wprowadzenie przepisów prawnych zezwalających na kupowanie dopalaczy?
- Gdy zadaje się takie pytanie, wszyscy wzruszają ramionami. W Polsce nikt za to nie ponosi odpowiedzialności. A powinniśmy zadać także inne fundamentalne pytanie: o skład Sejmu. Tam jest ogromna liczba ludzi niekompetentnych, zwłaszcza w kwestiach ustawodawczych. To towarzystwo obija się i nic mądrego nie potrafi wymyślić. Do tego wprowadzają szkodliwe przepisy, za które nie można im nic zrobić.