"Super Express": - Jak pan ocenia zachowanie posła Niesiołowskiego?
Adam Szejnfeld: - Niestety, zdarzenie mogę oceniać tylko na podstawie krótkiej telewizyjnej migawki. Nie wiem, jak było naprawdę. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że celem dziennikarki było sprowokowanie marszałka Niesiołowskiego. Wiedziała, że sytuacja budzi emocje, a marszałek jest człowiekiem reagującym ekspresyjnie. Wszak tam było wiele posłanek i posłów, a dziennikarka jednak nagabywała pytaniami tylko posła Niesiołowskiego.
- Zadała mu niewinne pytanie, na które mógł spokojnie odpowiedzieć.
- Nie wydaje mi się, by chodziło jej o spokojną reakcję marszałka. Niezależnie jednak od jej intencji, ważne jest to, jak powinien zachowywać się polityk. Musi umieć trzymać emocje na wodzy, zwłaszcza w sytuacji trudnej. Tego oczekują od nas wyborcy. Uważam, że reakcja pana marszałka Niesiołowskiego była niestosowna.
- Nie chodzi nawet o agresję słowną, z której marszałek jest znany. Teraz poszedł o krok dalej. Ewa Stankiewicz twierdzi, że została zaatakowana fizycznie.
- Pracowałem nadal w Sejmie, więc nie byłem na miejscu i nie wiem, jak było faktycznie. Często zapominamy jednak o tym, że istnieje prawo do prywatności, i o tym, że nie powinno się filmować osób bez ich zezwolenia.
- Osoby publicznej w publicznym miejscu też nie?
- Moim zdaniem pan marszałek powinien był zejść z linii strzału. Jeśli podejrzewał prowokację ze strony dziennikarki, to - choć rozumiem jego zdenerwowanie - nie powinien z nią dyskutować, tylko odwrócić się na pięcie i wrócić do hotelu poselskiego. Takie zachowanie bardziej przystoi posłowi i byłemu marszałkowi Sejmu.
- Co zrobicie z agresywnym posłem w sądzie koleżeńskim?
- Sąd koleżeński zajmuje się wyłącznie sprawami wewnątrzpartyjnymi na wniosek członka albo organu partii.
- Powinien przeprosić dziennikarkę?
- Ja na jego miejscu bym przeprosił.
- Inna sprawa, że kobieta ma bardziej ograniczone od mężczyzny możliwości obrony przed atakiem fizycznym.
- Nie sądzę, abyśmy mieli do czynienia z atakiem fizycznym na drugą osobę. Ponadto w takiej ekipie filmowej są na ogół dwie, trzy osoby, a kamerzystą jest najczęściej mężczyzna. Zatem jeśli marszałek wykonał jakieś gwałtowne ruchy wobec kamery, to nie mogło to być skierowane przeciwko kobiecie. Dziennikarka pewnie stała obok.
- W tym przypadku nagrywającą zdarzenie i zadającą pytania była ta sama osoba - Ewa Stankiewicz.
- Tak? To bardzo dziwne! Nigdy przez 20 lat nie spotkało mnie coś takiego, by dziennikarka, a więc kobieta, jednocześnie nagrywała i zadawała pytania. Ale to tym bardziej potwierdza mi podejrzenie, iż miała jasno sprecyzowany cel, podchodząc do marszałka Niesiołowskiego.
Adam Szejnfeld
Poseł PO, członek sądu koleżeńskiego