"Super Express": - Polskie Radio opublikowało sondaż, który wskazuje, że 92 proc. Polek nie czuje się w Polsce dyskryminowanymi. Panią takie wyniki zaskakują?
Iwona Piątek: - Wynik jest zaskakujący. Wiele Polek nie zdaje sobie jednak sprawy, że są ofiarami dyskryminacji. To rodzaj dyskryminacji ukrytej. Sposób traktowania kobiet jest głęboko zakorzeniony w naszej kulturze, dlatego pewnych spraw po prostu nie dostrzegamy, a przecież są one problemem.
- A może jest tak, że postulaty wysuwane przez środowiska kobiece mają niewiele wspólnego z rzeczywistością?
- Sama rzeczywistość jest dalece niezadowalająca. Kobiety nadal zarabiają o 30 proc. mniej niż ich koledzy na tych samych stanowiskach. Opieką przedszkolną jest objętych jedynie 28 proc. dzieci, a przecież bez takiego wsparcia kobiety nie mogą równorzędnie konkurować z mężczyznami na rynku pracy. Premier do tej pory nie wywiązał się ze swoich obietnic, że ta liczba sięgnie ponad 90 proc. Dla porównania w sąsiedniej Litwie do przedszkoli chodzi aż 56 proc. dzieci.
Patrz też: Na czas wizytacji miały nie przychodzić do pracy, bo... są za brzydkie
- Uważa pani, że w ciągu ostatnich 20 lat świadomość społeczna wzrosła?
- Na pewno. Jednak to kobiety w ciągu tych 20 lat padały ofiarami transformacji. W czasie masowych zwolnień kobiety pracujące głównie w przemyśle lekkim traciły pracę bez odpraw. Z kolei pracownicy typowo męskich profesji jak górnictwo byli zwalniani z wysokimi odprawami. Ponadto nadal nie możemy doprosić się liberalizacji ustawy antyaborcyjnej. Proszę jednak nie myśleć, że stawiam na aborcję. Stawiam na edukację seksualną. 10 proc. ciąż to ciąże nastolatek, które nie wiedzą, jak przed niechcianym dzieckiem się zabezpieczyć.
- Poszukajmy jednak pozytywów. Co prawda w zarządach największych spółek zasiada tylko 7 proc. kobiet, ale już na stanowiskach kierowniczych stanowią one ponad 30 proc., co jest najlepszym wynikiem w Europie. Chyba należy się tym cieszyć?
- Te badania są trochę zakłamane, gdyż mamy w Polsce wiele firm jednoosobowych, zakładanych przez kobiety, które potem liczone są jako kierowniczki. Nie mówię jednak, żeby wyeliminować mężczyzn. Równa reprezentacja kobiet i mężczyzn, wzajemnie uzupełnianie się umiejętnościami i sposobem myślenia może wpłynąć tylko korzystnie na gospodarkę.
- Kongres Kobiet powołał swój gabinet cieni, składający się z samych kobiet. Sceptyk powiedziałby, że szykujecie się do przejęcia władzy i stworzenia Rzeczpospolitej babskiej. Gdzie tu równouprawnienie?
- Myślę, że działa to na zasadzie kontrastu. Na najbardziej eksponowanych stanowiskach politycznych mamy do czynienia z przytłaczającą dominacją mężczyzn.
- Jak pani ocenia kobiety ministrów w obecnym rządzie?
- Trochę trudno mi je ocenić, ponieważ prezentują trochę inny światopogląd niż nasz. Jednak proszę nie oczekiwać, że będę źle mówiła o kobietach (śmiech).
- Ale minister Radziszewska, która w rządzie zajmuje się równouprawnieniem, nie budzi chyba entuzjazmu w środowiskach kobiecych?
- Cóż, pani minister nas zwyczajnie nie reprezentuje. Brakuje jej kompetencji i odpowiedniej wrażliwości, żeby skutecznie walczyć o równouprawnienie. Wynika to pewnie z tego, że ma konserwatywny światopogląd i po prostu nie dostrzega problemów, z którymi powinna walczyć.
- Za coś może ją pani pochwalić?
Może na innym stanowisku byłaby świetna, ale tu zupełnie nie pasuje. Na jej miejscu powinna zasiadać osoba o wrażliwości bardziej lewicowej i związana ze środowiskami kobiecymi. Mamy wiele pań, które wzorowo wywiązałyby się ze swoich obowiązków, jeśli tylko dać im szansę.
Iwona Piątek
Przewodnicząca Partii Kobiet