"Super Express": - "Takiego rozgardiaszu i takiego draństwa, jakie jest teraz, jeszcze nie było" - grzmiał senator Platformy Antoni Motyczka. Jego zdaniem obecna ustawa o zamówieniach publicznych doprowadza do bankructwa tysiące polskich firm. Ustawę chce jak najszybciej poprawić, a wspierają go w tym m.in. pani partyjni koledzy z Senatu.
Iwona Arent: - Nie znam tego przemówienia, więc trudno mi je oceniać. Ale faktycznie, ta ustawa nie jest najlepsza. Przetargi wygrywają firmy, które zaniżają ceny i przez to nie są później w stanie płacić podwykonawcom.
- Jakiś przykład?
- Choćby tu u mnie w Olsztynie, przy remoncie ulicy Sielskiej. Wygrała firma, która zaoferowała najniższą cenę, a potem nie była w stanie dokończyć inwestycji. Remont więc dłużył się i dłużył, trzeba było czekać na poprawki niesolidnie wykonanych odcinków. Coś więc w tej ustawie nie gra. Nie zawsze kryterium ceny gwarantuje rzetelnie wykonaną pracę.
- Dlaczego więc akurat to kryterium przyjęto w ustawie?
- Podejrzewam, że niezawyżanie cen miało doprowadzić do zwiększenia gospodarności i sensowności wydawania publicznych pieniędzy. Miano też preferować lokalne, małe i średnie przedsiębiorstwa. Ale nie spodziewano się, że wkrótce największe firmy będą stosowały dumping na tak dużą skalę.
- Eliminując z konkurencji biedniejsze firmy.
- Tak. Większe, bogatsze firmy są w stanie zaoferować minimalne ceny dla zdobycia kontraktów. Wiedzą, że ewentualną stratę nadrobią w innym miejscu. Natomiast mniejsze firmy nie są w stanie wystartować w kilku konkursach. Szczegółowo opracowują plan, podają rzeczywiste ceny do prawidłowego wykonania pracy i wychodzi im, że jest zbyt drogo. Dlatego omijają te przetargi szerokim łukiem, a cierpi na tym polska gospodarka.
Iwona Arent
Posłanka PiS