Każdy ma prawo manifestować swoje poglądy, pod warunkiem że nie narusza praw innych. Postronni obywatele nie powinni być narażeni na oglądanie nieobyczajnego zachowania innych obywateli. "EuroPride" odbędzie się na ulicach Warszawy, a ulica to jednak miejsce publiczne.
Mamy raczej negatywne doświadczenie z takimi paradami w innych miastach europejskich. Choć historycyzm, zgodnie z którym projektujemy przyszłość na podstawie tego, co się już wydarzyło, został skrytykowany przez filozofa austriackiego i zwolennika społeczeństwa otwartego Karla Poppera jako pogląd nienaukowy, to jest on podstawą naszego myślenia.
Jeśli władze miasta wydają pozwolenie na taką paradę, powinny wziąć pod uwagę charakter takich imprez, które już się odbywały gdzie indziej. Niestety, istnieje duże prawdopodobieństwo, że sobotnia parada gejów i lesbijek będzie wyglądała tak jak na Zachodzie. A więc z naruszeniem dobra publicznego, poprzez eksponowanie seksualności, nagości i wulgarnych haseł. Na tej podstawie władze miasta mogłyby odmówić wydania zgody.
Sama odmienna seksualna orientacja nie ma tu nic do rzeczy. Podobnie nie życzyłbym sobie, by moje dzieci oglądały agresywną i wyuzdaną manifestację par heteroseksualnych. Co więcej, mam wrażenie, że tego typu parady nie służą środowiskom homoseksualnym, że mijają się z celem i przynoszą skutek wręcz odwrotny od zamierzonego. Czynią zbitkę pojęciową między uczestnikami parady a zwyczajnymi homoseksualistami, którzy chcą spokojnie żyć ze swoimi partnerami i budować długoletni związek.
Marek Migalski
Europoseł Prawa i Sprawiedliwości, politolog