„Super Express”: - To są najmniej udane dla nas igrzyska olimpijskie od dziesięcioleci? Zaznaczę, że rozmawiamy jeszcze przed zdobytymi w środę medalami, które mocno poprawiają dotychczasowy obraz.
Ireneusz Raś: - Dajmy jeszcze czas na ostateczne rozstrzygnięcia. Poczekajmy z oceną występu naszych reprezentantów na wszystkich arenach w Paryżu. Natomiast niewątpliwie na tę chwilę trzeba powiedzieć, że nie ma żadnych nadplanowych osiągnięć. Te medale są wypracowane, nawet wycierpiane bym powiedział. Zabrakło jakiegoś błysku, niespodziewanego sukcesu.
- Dlaczego go zabrakło?
- Niewątpliwie trzeba się przyjrzeć ostatnim okresowi przygotowań naszej reprezentacji. Wciąż nie mamy takiej horyzontalnej strategii, jeśli chodzi o przygotowania polskich sportowców do najważniejszych imprez. To wszystko jest szarpane. Zmieniają się ekipy, zmieniają się koncepcje. Musimy podjąć strategiczne decyzje, które nie będą decyzjami na rok, dwa, czy trzy, tylko na przynajmniej osiem lat. Taka perspektywa daje możliwość budowania. Widzimy to po systemie siatkarzy.
- Mam wrażenie, że siatkówka to jakaś odrębna historia w polskim sporcie. Duże pieniądze, duże zainteresowanie kibiców, najlepsza na świecie liga…
- Nie. To w dużej mierze zasługa programu i zainwestowanych już ponad 10 lat temu pieniędzy. Z ta koncepcją przyszedł kiedyś do rządu wicepremier Waldemar Pawlak. To przynosi dzisiaj efekt. W każdej dyscyplinie, w każdej federacji można byłoby sobie wyobrazić proporcjonalnie programy, które skutecznie zmieniłyby sytuację. Bylibyśmy w tych konkurencjach nie statystami, a rozdającymi karty.
- Czyli wytypowanych zostanie kilka, kilkanaście wiodących dyscyplin sportowych, które będę objęte specjalnymi programami i specjalnym finansowaniem?
- Myślę, że ta jesień będzie decydująca. Należy bardzo szeroko politycznie omówić ten temat. Każda dyscyplina ma swoją specyfikę. Każdy ma swój potencjał również organizacyjny. Pieniądze powinny być proporcjonalne do tego, co każdy jest w stanie osiągnąć za rok, za dwa, za cztery, czy za osiem lat. Trzeba też uporządkować kwestię sportu w armii. Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz chce jeszcze mocniej zaangażować się w budowanie tych relacji sport-wojsko. To jest kolejny obszar, który jest do uporządkowania.
- Jesteście już po rozmowach z szefem MON? Zapadły jakieś decyzje?
- Są pewne konkurencje, które naturalnie można kojarzyć z wojskiem. Sztuki walki czy strzelectwo. Takie konsultacje trwały i na jesieni muszą zostać podjęte decyzje.
- Igrzyska Olimpijskie w Polsce to jakaś fantastyka, czy realna i wcale nie tak odległa przyszłość? Warszawa 2036?
- Nie ma w tej chwili decyzji. Musiałby pojawić się wniosek Polskiego Komitetu Olimpijskiego do rządu o odpowiednie gwarancje. Takiego czegoś nie ma. Jest to wszystko na razie tylko powodem rozważań. Trzeba się zastanowić czy letnie igrzyska, czy zimowe. Ja kiedyś też powiedziałem w rozmowie z panem, że może warto pomyśleć o piłkarskich Mistrzostwach Świata. Ogólnie to dobry pomysł. Nie wiem jednak, która z tych trzech wielkich imprez powinna się odbywać w Polsce.
- Zmieńmy temat. Michał Szczerba powiedział w „Super Expressie”, że koalicja rządząca powinna mieć jednego kandydata na prezydenta, dobry pomysł?
- Słyszymy takie głosy. Jeżeli będzie to Szymon Hołownia, to pewnie się zgodzimy (śmiech). Każdy ma kogoś innego na myśli. Tak bym to skomentował. Ja myślę, że ostateczne decyzje kandydatów i środowisk zapadną późną jesienią lub z początkiem zimy. Koalicja się różni co do wielu kwestii szczególnie w tym ideowym wymiarze. Te różnice mogą powodować, że będzie więcej niż jeden kandydat.
- Wspomniał pan o tym, co was dzieli. I faktycznie koalicja nie pracowała w pierwszych miesiącach jak dobrze naoliwiona maszyna, potrzebne są zmiany w samej umowie koalicyjnej, uszczegółowienie tego dokumentu?
- Te różnice były naturalne i przed wyborami 15 października i w czasie wyborów kampanii i w tych głosowaniach zostały tylko potwierdzone. Staramy się to w sposób spokojny tłumaczyć naszym partnerom, którzy mają inne poglądy w tej kwestii i my jesteśmy w stanie to szanować.
- Rozumiem, że pan minister nawiązuje do spraw światopoglądowych, ale ja mam na myśli też mieszkaniówkę czy obciążenia dla przedsiębiorców.
- Tu będzie trzeba poważnych analiz, poważnych rozmów, żeby np. ten projekt mieszkaniowy uspójnić, bo rzeczywiście różnica pojawiła się co do tego, w jaki sposób realizować tę politykę mieszkaniową. Ze składką zdrowotną jesteśmy bliżej porozumienia.
- Dobrze zna pan premiera Donalda Tuska, będzie walczył o prezydenturę?
- Ja myślę, że premier Tusk zawsze walczył o tę prezydenturę. Myślę, że będzie czekał z ostateczną decyzją do tego, jak sprawę pójdą, jakie będą nastroje społeczne, jak będzie się układać też ta praca w koalicji, jak rząd będzie funkcjonował, czy będzie profesjonalnie działał, czy będzie musiał dokonywać korekt. Donald Tusk jest osobą, która dzisiaj spina ten rząd. Musiałby więc też widzieć perspektywę, co się stanie, jak on zostanie prezydentem, kto będzie spinał rząd, jak to wszystko zostanie na nowo zorganizowane. Myślę, że to wszystko bierze pod uwagę i nie wykluczam, że pogłoskach o jego starcie jest ziarenko prawdy.
Rozmawiał Jacek Prusinowski