Gdy Beata Mazurek została w ostatnich dniach poproszona w radiu o ocenę niektórych wpisów swojej koleżanki z sejmowych ław, wypowiedziała się o nich dość krytycznie. Jak stwierdziła: - Krystyna Pawłowicz nie jest członkiem PiS i ponosi odpowiedzialność za to, co publikuje na Twitterze. Wielu z nas nie inicjowałoby wielu z tych rozmów. Ocenę pozostawiam tym, którzy z Twittera korzystają. Słowa te zirytowały Pawłowicz i dały asumpt do przypuszczeń o konflikcie obu pań. Posłanka ripostowała: - Pani Rzecznik,proszę nie komentować i to krytycz. wobec mnie gołosłownych donosów na mnie w opozycyjnej radiowej Trójce .Ogólniki bez dowodów i konkretnych przykładów,tylko po to,by usłyszeć od Pani jakąś naganę pod moim adresem Lewaki mają inny gust polityczny niż my,Pani to wie. Dodatkowo w weekend zamieściła ona wspólne z Mazurek zdjęcie, mające jednoznacznie rozwiać sugestie o jakimkolwiek konflikcie.
Najwyraźniej czas świąt wielkanocnych, lub też poufna reprymenda ze strony władz ugrupowania pchnęły Pawłowicz do kroku, którego nikt się nie spodziewał. We wtorkowe popołudnie na swoim Twitterze zamieściła ona następujący wpis, zaskakując większość osób obserwujących jej konto:
Wpis posłanki skomentował dwojakie reakcje w sieci. Jedni pisali np., że "jest Pani "żywa' i prawdziwa. Cenię sobie Pani zdanie. Nie ma za co przepraszać", lub też "Ja tam żadnej szkody nie widzę. Przy takich dywanowych nalotach lewactwa i postkomuny nie można się zachowywać jak owca idąca na rzeź. Czasem trzeba pokazać pazur". Z drugiej strony pojawiały się głosy takie jak np. "Jest absurdem potrzeba wysyłania takich potwierdzeń. Pawłowicz już dawno straciła kontakt z rzeczywistością, a jej poglądy często (niestety) wywołują spore kontrowersje. TOO LATE" lub też: