I właśnie grodzi nam dyskryminacja. Jej ofiarą jest biały mężczyzna w słusznym wieku. Bogaty. Z tytułem naukowym i klubem piłkarskim. Janusz Filipiak – bo o niego chodzi – podczas meczu derbowego Cracovii i Wisły Kraków w obrzydliwy sposób zwyzywał sędziego. Zrobił to głośno, wyraźnie i wulgarnie.
Spłynęła na niego za to fala bardzo ostrej krytyki. Cracovia wydała oświadczenie, w którym wyjaśniła przyczyny niekulturalnego zachowania swego właściciela. Był on oburzony wyznaczeniem na mecz tego a nie innego sędziego. Nie miał jednak innego sposobu na zamanifestowanie swego sprzeciwu. W jego mniemaniu absolutnie słusznego.
Te tłumaczenia na nic się nie zdały. Filipczak został powszechnie napiętnowany, a oświadczenie Cracovii uznano za kuriozalne. Co więcej grozi mu teraz kara finansowa, jaka może na niego nałożyć PZPN. Jej wysokość może wynieść nawet 250 tysięcy. Nie wiem, jak bogaty jest pan Filipczak, ale mnie by to zabolało.
Dlaczego piszę o dyskryminacji? Dlatego, że Filipczak zrobił to, co przez ostatnie dwa miesiące robiły dziesiątki tysięcy osób w Polsce. Wyzywał, obrażał wulgarnymi słowy. Działał w sposób identyczny jak aktywiści i aktywistki Strajku Kobiet. Ich działalność spotkała się jednak z poklaskiem wielu opiniotwórczych postaci oraz wsparciem mediów. Nikt też nie grozi rzucającym mięsem aktywistom wysokimi karami finansowymi. Wręcz przeciwnie – raczej się je wspiera podczas publicznych zbiórek.
Mamy tu zatem do czynienia ze skrajnym przypadkiem nierównego traktowania. Dyskryminacja białego heteroseksualnego mężczyzny po pięćdziesiątce jest ewidentna. Jest jeszcze tylko jedno wytłumaczenia tej sytuacji. Otóż świat stanął na głowie czego efektem jest to, że kultury słowa bronią nie opiniotwórcze media, intelektualiści i artyści, lecz środowisko piłkarskie. Stadiony będą już wkrótce jedyną enklawa wolną od grubiaństwa i wulgarności. Czy ktoś mógł to przewidzieć?