"Super Express": - Komentując wyniki wyborów i zwycięstwo Platformy, prezes PiS powiedział, że "przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt? Jak to rozumieć?
Igor Janke: - Znaczy to dokładnie tyle, że Jarosław Kaczyński ma nadzieję na to, że w następnych wyborach PiS zdobędzie bardzo dużą przewagę nad konkurentami z Platformy. Tak jak w ostatnich wyborach Fidesz Viktora Orbana wyraźnie pokonał socjalistów. Oni dostali 15, a Fidesz ponad 50 proc.
- Musiał używać takiej metafory? Nie mógł po prostu powiedzieć, że chce rządów większościowych?
- Pewnie mógł. Jak rozumiem, odwołał się do zdarzenia, które miało miejsce w kraju nieodległym i stąd to porównanie.
- Węgrzy wynieśli do władzy Fidesz, bo byli okłamywani przez socjalistycznego premiera, który ukrywał przed nimi fatalną sytuację gospodarczą. PiS liczy na zaistnienie takiej sytuacji w Polsce?
- Możliwe, ale dziś nie widzę ku temu podstaw. PiS miał już okazję, by pokazać, co potrafi jako partia opozycyjna w sytuacji, kiedy rząd był bardzo krytykowany i nie umiał jej wykorzystać. Natomiast Platforma jak na sytuację po czterech latach rządzenia zdobyła wynik bardzo dobry. Skoro więc zwyciężyła teraz, to równie dobrze może też zwyciężyć za cztery lata.
- Czyli powtórzenie w Polsce scenariusza węgierskiego jest mało prawdopodobne?
- Nie da się tego wykluczyć. Myślę jednak, że snucie takich analogii jest dość ryzykowne. To dwie różne gospodarki, Viktor Orban to innego typu polityk niż Kaczyński, a podobieństw między jego partią Fidesz a PiS jest niewiele. Mówienie o tym, co będzie w Polsce za kilka lat, to wróżenie z fusów.
- A może Kaczyńskiemu chodziło nie tyle o powtórzenie w Polsce wypadków węgierskich, lecz o tamtejszy model odbudowy państwa, realizowany od ponad roku przez Orbana na przekór Unii Europejskiej?
- Być może, ale nic nie zdziała, bo przecież jest w opozycji. Ma jednak pełne prawo do tego, by snuć podobne rozważania i układać takie plany na przyszłość.
Igor Janke
Publicysta "Rzeczpospolitej", autor tekstów o Węgrzech
Jutro sytuację na Węgrzech i w Polsce porówna Grzegorz Górny