Był przerażony wysokim stanem wód rzeki Raby. I co? I w związku z tym jego resort wysłał w Polskę komunikat, że spokojnie, spokojnie, wszystko jest pod kontrolą. Pani z ministerstwa, która ten komunikat upichciła, tłumaczy dziś, że chodziło jej wtedy o rzeki Wisłę i Odrę, że na nich sytuacja nie była wtedy alarmująca.
Pani jednocześnie przyznaje, że dziś, po 2-tygodniowym doświadczeniu, zrobiłaby inaczej, w znaczeniu - nie upichciłaby komunikatu wprowadzającego w błąd setki tysięcy ludzi żywo zainteresowanych zbliżającą się powodzią. Moim zdaniem pani od komunikatów powinna przejść przeszkolenie z zakresu szkoły podstawowej, uczące ponad wszelką wątpliwość, że wielkie rzeki, takie jak Odra i Wisła, wylewają przede wszystkim wtedy, kiedy z mniejszych wpływających do nich rzek wlewa się nagle powodziowa ściana wody. Niby oczywiste, ale nie dla wszystkich.
To nie koniec chwały naszych urzędników. Meteorolodzy ostrzegali w połowie maja przed możliwą powodzią spowodowaną intensywnymi opadami. I co? I nic. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa nie poczuło się zaalarmowane...
Gdyby w porę przestrzec ludzi przed zagrożeniem, mogliby umacniać wały. Mogliby ewakuować dobytek i ratować życie. Mogliby, gdyby urzędnicy działali jak należy. Po co więc utrzymujemy służby i panie, które po prostu nie działają?