Abp Sławoj Leszek Głódź o tragedii w Smoleńsku: Ich życie się zmienia, ale nie kończy...

2010-04-12 23:03

Abp Sławoj Leszek Głódź o polskiej tragedii narodowej pod Smoleńskiem

"Super Express": - Księże arcybiskupie, jak ludzie powinni radzić sobie z tragedią o podobnych rozmiarach?

Abp Sławoj Leszek Głódź: - Przede wszystkim nie można upadać na duchu. Niestety, trzeba pogodzić się z tym wielkim nieszczęściem. Ofiara i cierpienie mogą być przezwyciężone dzięki modlitwie. Powinniśmy oddać swoją miłość dla zmarłych, okazać ją rodzinom dotkniętym żałobą. I widzę, że ludzie w odruchu dobrego serca to czynią. Polacy są narodem bardzo wrażliwym, co jest naszą piękną cechą. Musimy wierzyć w zmartwychwstanie, a świat budować z żyjącymi. Dbać o społeczeństwo obywatelskie, harmonię społeczną, mając w sobie moc ducha. Tym, którzy mają łaskę wiary, jest na pewno łatwiej, bo odnoszą to do życia, które zmienia się, ale nie kończy.


- Mówimy o reakcjach ludzkich na tę śmierć. Była zaskakująca?

- Nie. Polacy nie przechodzą obojętnie obok bólu i cierpienia. Potrafią się w jego obliczu zjednoczyć. To budzi podziw nas samych, ale także całego świata. Świata, który tak często naznaczony jest chłodem, kostycznym wygodnictwem bądź zadufaniem we własne siły. Cudzoziemcy, którzy mieli możliwość gościć u nas w ostatnich dniach, byli pod wrażeniem tego, jak okazujemy miłość do głowy państwa i szacunek dla wszystkich ofiar tej katastrofy. Wzruszająca jest też międzynarodowa solidarność. Począwszy od zwykłych Rosjan, którzy okazują ją tam na miejscu, przez prezydenta i premiera tego kraju po wiele państw na świecie. Nawet daleką Brazylię. Dla mnie ta tragedia miała w dużej mierze wymiar osobisty. Oprócz załogi samolotu znałem wszystkich osobiście. Biskupowi polowemu Tadeuszowi Płoskiemu nakładałem ręce podczas święceń biskupich… Brak tych ludzi czyni wyrwę w moim sercu.


- W mediach pojawiają się opinie, że życie toczy się dalej, "nikt nie jest niezastąpiony"…

- Z tym ostatnim absolutnie się nie zgadzam. Gdyby tak było, nie mielibyśmy powodu do narzekania na stratę polskich elit, np. w Katyniu. To zawsze wywiera piętno. Tym razem zginęli ludzie, którzy do piastowanych funkcji dorastali często przez dziesięciolecia. To dotyczy generałów, biskupów, ministrów, nie mówiąc już o prezydentach Kaczyńskim i Kaczorowskim. Prezydent Kaczyński leczył cały naród z historycznej amnezji. Przywoływał rocznice, bohaterów, a także zwykłych ludzi, którzy przez lata byli wręcz wdeptani w zapomnienie. Spotykał się z zarzutami, że uprawia historiozofię. Że nie pasuje do Europy dzisiejszej i jej przyszłości. Przy okazji tej tragedii wiele środowisk powinno dokonać wielkiego rachunku sumienia. Ostatnie lata życia prezydenta naznaczone były niewybrednymi atakami na Niego. Tymczasem był to niezłomny mąż stanu. I ta lekcja historii nie pójdzie na marne.

- Przy tej tragedii wspomina się reakcję Polaków na śmierć Jana Pawła II…

- Pewne podobieństwo jest widoczne. Choćby dziennikarze - tak wówczas, jak i dziś - zaczęli mówić językiem serca. Odruch ludzki na tę tragedię jest dalszym ciągiem reakcji, którą obserwowaliśmy po śmierci papieża, dopełniając ją. Umieranie Ojca Świętego było bolesne, ale w pewien sposób sam nas do swojego odejścia przygotowywał. Podkreślał konieczność pogodzenia się ze śmiercią. Obecna tragedia ma wymiar nadzwyczajny, nagły. Ci ludzie zostali wyrwani z biegu. Ich nagła śmierć zachwiała wieloma segmentami państwa, o rodzinach nie wspominając. Dodatkowo pogłębiając tragiczny rys o jakże bolesną identyfikację ciał przez najbliższych.