A teraz wyobraźmy sobie przeciętną rodzinę, która zarabia 6 tysięcy złotych miesięcznie i podejmuje ustalenie, że będzie wydawać nie więcej niż 7 tys. zł, bo ten tysiąc zawsze pożyczy od rodziców. I pewnego dnia pan lub pani domu trzymająca budżet oznajmia domownikom, że te 7 tys. zł to im nie wystarcza i będą wydawać 8 tys. złotych, bo tatuś kupił droższe papierosy i alkohol, a mamusia zaszalała i poszło na sukienki. Jak i kiedy oddadzą? Czy nie lepiej zrezygnować z niepotrzebnych wydatków? Czy wydając dużo więcej, niż się zarabia, nie wpędza się rodziny w olbrzymie tarapaty? Takie pytania każda normalna rodzina na pewno by sobie zadała, zanim zdecydowałaby się przekroczyć swój domowy próg ostrożnościowy. Ale minister finansów takich pytań sobie nie stawia, a szef rządu go za to chwali. I obaj każą nam wierzyć, że nasza gospodarka i finanse mogą być wzorem dla reszty świata. No cóż, wiara nie tylko przenosi góry, ale pozwala też uwierzyć, że śledź jest koniem wyścigowym.
Hubert Biskupski, zastępca redaktora naczelnego Super Expressu:Sztukmistrz Rostowski
Donald Tusk nie szczędził wczoraj pochwał swojemu ministrowi finansów. I stwierdził, że Polska dzięki polityce współtworzonej przez ministra Rostowskiego wzbudza zazdrość i podziw w innych państwach Europy. Te słowa padły w dniu, kiedy Sejm zdecydował o dalszych pracach nad rządowym projektem nowelizacji ustawy o finansach publicznych, który zawiesza próg ostrożnościowy wynoszący 50 proc. PKB. Czyli tłumacząc z polskiego na nasze, koalicja rządząca wyraziła zgodę na to, żeby ten fantastyczny minister finansów bez jakichkolwiek konsekwencji zadłużał nas jeszcze bardziej. Premier się cieszy, minister finansów triumfuje, a ekonomiści łapią się z przerażeniem za głowę.