Niektórzy powiedzą: no i wszystko skończyło się dobrze. Ale mnie ten happy end wcale nie cieszy. Powiem więcej, interwencja premiera w ustawę po jej uchwaleniu przeraziła mnie. Świadczy bowiem o tym, że ustawy piszą u nas durnie, a potem durnie je uchwalają. Kontrowersyjna nowela była projektem rządowym przygotowanym w Ministerstwie Kultury, skąd trafiła do Sejmu.
Przez kilka tygodni nowelą zajmowała się Sejmowa Komisja Kultury, a w szczególności pani poseł Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO), będąca sprawozdawcą tej komisji. Na koniec głosowali za nią posłowie. I to głosowali wyjątkowo zgodnie, bo na 420 aż 419 było za. Ręka w rękę PO, PiS, SLD, PSL i pozostała drobnica przyjęła ten przerażający gniot.
Przebieg tego procesu legislacyjnego świadczy o tym, że poza kilkoma osobami cała rzesza parlamentarzystów i ministrów nie zadała sobie najmniejszego trudu, żeby sprawdzić, co się znajduje w przyjmowanej przez nich ustawie. Przerażający brak odpowiedzialności, lenistwo i głupota - to one dzisiaj nami rządzą.