Tak przynajmniej wynika z wypowiedzi polityków. Wygrała je oczywiście Hanna Gronkiewicz-Waltz, która uratowała stanowisko, i Platforma Obywatelska, która uchroniła się przed prestiżową porażką. Poseł Halicki przyznał co prawda, że była to żółta kartka dla jego ugrupowania, ale u posła Szejnfelda zamiast skruchy pobrzmiewał już tylko triumfalizm. Referendum wygrało też Prawo i Sprawiedliwość, o czym przekonuje zarówno sam prezes, jak i jego niezwykle udolny rzecznik.
Patrz też: OFICJALNE WYNIKI: Referendum w Warszawie nieważne!
Sukces PiS-u polega na tym, że 95 proc. głosujących było za odwołaniem pani prezydent. Gdybym był złośliwy, to życzyłbym tej znanej ze swojej skuteczności formacji samych takich sukcesów przez wszystkie lata jej trwania na scenie politycznej. Swoją drogą ciekawe, czy powszechnie lubiany przez warszawiaków Jarosław Kaczyński otrzymał od pani prezydent w ramach podziękowania bukiecik kwiatów. Zasłużył, bo im bardziej się angażował w referendum, tym bardziej odstraszał od niego nawet tych, którzy za panią prezydent specjalnie nie przepadali.
ZOBACZ: Najlepsze memy z Gronkiewicz-Waltz
Swoje zwycięstwo odtrąbił też oczywiście Piotr Guział, inicjator akcji referendalnej, bo - jak mówił - udało mu się współrządzić Warszawą. Od siebie dodam jeszcze jedną grupę zwycięzców - to mieszkańcy stolicy. Tańsze śmieci, zastopowanie podwyżki biletów komunikacji miejskiej, cudownie uzyskane pieniądze na tunel pod Ursynowem... To ewidentnie referendalne zdobycze. Ale najważniejszą jest chyba to, że nawet arogancką i odciętą od społeczeństwa władzę Ratusza można boleśnie sprowadzić na ziemię i nauczyć pokory wobec wyborców.