Hubert Biskupski: Powrót inspekcji robotniczo-chłopskich

2011-03-24 3:10

Premier Donald Tusk zatroskany o los obywateli, których niepokoi wzrost cen, zapowiedział z całą stanowczością: "Będziemy szukali wszystkich dostępnych metod, aby ceny nie były efektem wulgarnej, bezczelnej spekulacji". Tym samym szef rządu zasugerował, że za podwyżkami stoją spekulanci. Nie jakaś tam sytuacja na światowym rynku, nie prawo popytu i podaży, ale wulgarna spekulacja.

Oczywiście najłatwiej wytłumaczyć wysoką cenę cukru czy paliwa pazernością tych "onych" (sprzedawców, pośredników itp., itd.). Niestety, Donald Tusk nie jest odosobniony w stawianiu prostackiej diagnozy. Wicepremier in spe, czyli Grzegorz Napieralski, przekonywał Monikę Olejnik, że "koszt produkcji tego kilograma cukru czy innych produktów, żywności jest o wiele tańszy, kiedy wychodzi od producenta, a potem strasznie drożeje po drodze, więc być może warto zobaczyć, co tu się dzieje, jaka jest sieć pośredników, być może sklepy narzucają zbyt dużą marżę". Czyli znów ci podli spekulanci.

Patrz też: Premier Tusk kontratakuje Kaczyńskiego: Moja rodzina kupuje w Biedronce

W 1984 roku sekretariat KC PZPR, czyli de facto gen. Wojciech Jaruzelski, powołał specjalny zespół kontroli o jakże wdzięcznej nazwie Inspekcja Robotniczo-Chłopska. Kilku smętnych panów (zazwyczaj aparatczyków PZPR-owskich albo milicyjnych emerytów) kontrolowało sklepy, bazary i rolników. I z całą surowością wyłapywało "spekulantów", których później piętnowano w telewizji i skazywano w pokazowych procesach. Wszystko było jasne - sklepowe półki są puste przez podłych spekulantów.

Donald Tusk przy aprobacie Grzegorza Napieralskiego mógłby przywrócić Irchę. I niech się nie martwi o to, jak go za to ocenią przyszłe pokolenia. Przecież gen. Jaruzelskiego Polacy kochają.