Państwo, które tak naprawdę wyręczają, jest w stanie zaoferować im zasiłek pielęgnacyjny wynoszący... 153 zł miesięcznie. Czy można za to wykarmić, ubrać, leczyć, rehabilitować i edukować dziecko? O tym, jak obojętny jest rządzącym los tych niepełnosprawnych, świadczy nie tylko żałośnie niska kwota zasiłku, lecz także to, że od siedmiu lat jego wysokość się nie zmieniła. Ile razy od tego czasu podnoszono pensje urzędników, uposażenie posłów i senatorów czy nawet emerytury?
Tusk, Kosiniak-Kamysz i Arłukowicz nie mają czasu, by pochylić się nad losem niepełnosprawnych rodzin żyjących często na granicy wegetacji. Podobnie jak ich poprzednikom z PiS, SLD, AWS i UW szkoda im czasu i pieniędzy, by zajmować się tą grupą społeczną. I z politycznego punktu widzenia to zrozumiałe. W końcu dzieciaki z porażeniem mózgowym nie przyjadą pod Kancelarię Premiera ze styliskami i nie podpalą opon w centrum stolicy jak górnicy walczący o dodatkowy tysiąc złotych. Przecież maluchy z rozszczepionym kręgosłupem i wodogłowiem nie wyjdą na tory i nie sparaliżują ruchu kolejowego jak kolejarze walczący o darmowe przejazdy I klasą. No i fotka z takim zdeformowanym dzieckiem, które zamiast uśmiechniętej buzi ma na twarzy grymas bólu, nie wygląda tak dobrze jak zdjęcie z rumianym zdrowym maluszkiem. Oburzające to, co piszę?! Kilka dni temu premier ogłaszał dobrą nowinę dla matek I kwartału. Towarzyszyli mu szczęśliwi rodzice ze swoimi pociechami. Jakoś nie dostrzegłem tam nikogo z rozszczepionym kręgosłupem czy porażeniem mózgowym.
Jeśli miarą państwa jest to, jak troszczy się o swoich najsłabszych obywateli, to nasze państwo jest wyjątkowo marne, a rządzący nim są wyjątkowo żałośni.