gigantycznych pieniędzy na szczyt klimatyczny i całkowita bezkarność szefa resortu.
Skoro PO nie dotrzymała swych obietnic wyborczych, a całkiem niemała część jej działaczy przedkłada dobro własne nad interes państwa, to czy sensowną alternatywą nie jest PiS? Zapewne wielu tak myślących zmieniło zdanie po sławetnym wywiadzie Jarosława Kaczyńskiego w "Rzepie" i wystąpieniu prezesa w Krynicy. Zapowiedź podniesienia podatków najbardziej pracowitym i aktywnym Polakom połączona z propozycją, by karać przedsiębiorców za "wyzysk" podziałała jak zimny prysznic i przywołała wspomnienie słusznie minionych czasów. Jeśli ktoś myślał, że to tylko lapsus Kaczyńskiego, to jego wątpliwości rozwiał wczoraj Adam Hofman. Złote usta prezesa expressis verbis zapowiedziały w Zetce, że jak PiS dojdzie do władzy, to przedsiębiorcy, którzy zamiast inwestować swoje zyski w rozwój innowacyjności, będą je przejadać, albo nie daj Boże łapczywie gromadzić na koncie, zostaną przez władzę ukarani. Pomysł godny Lenina. Już widzę oczyma wyobraźni, jak urzędnicy z nadania PiS decydują, czym jest innowacyjność i czy przedsiębiorca wydał pieniądze słusznie, czy może antypaństwowo. Wizja straszna. Na szczęście odległa. Chociaż może wcale nie tak bardzo.