Nie ufam farbowanym lisom, a do takich z pewnością należy zaliczyć byłego doradcę Goldman Sachs. Choć teraz stroi się w piórka liberała, to swoją karierę polityczną rozpoczynał w skrajnie katolickiej formacji ZChN, a funkcję premiera zawdzięczał PiS-owi i Jarosławowi Kaczyńskiemu, których teraz tak ochoczo opluwa.
Niestety, Polacy mają krótką pamięć i są w stanie wybaczyć nawet najbardziej skompromitowanym politykom. Bo jak inaczej wyjaśnić niedawny powrót do Sejmu Leszka Millera, jeśli nie zbiorową amnezją i chrześcijańskim miłosierdziem? Pominę już tych polityków z minionej epoki, którzy mimo rąk ubabranych we krwi dla wielu są narodowymi bohaterami.
Dlatego groźbę powrotu Marcinkiewicza uważam za realną. I apeluję do szefa Platformy i rządu. - Proszę nie wciągać na swój pokład tego farbowańca! Jego miejsce jest raczej u boku takich postaci jak Roman Giertych i Michał Kamiński. Niech z nimi stworzy jakieś kółko. Może być polityczne, ale lepiej różańcowe.