Wybitnymi eksporterami obciachu zostali polscy eurodeputowani. Po inauguracyjnym wystąpieniu premiera Donalda Tuska w Parlamencie Europejskim europosłowie rozpoczęli zadawanie mu pytań. A w zasadzie rozpoczęli obrzydliwe pranie polskich brudów.
Żenujące wystąpienie wracającego najwyraźniej do formy Zbigniewa Ziobry i równie żenująca riposta Marka Siwca nie powinna mieć miejsca w Strasburgu. Panowie, chcecie się prać po pyskach, róbcie to na naszym podwórku i oszczędźcie tego spektaklu innym narodom Europy.
Zapewne pojawią się głosy, że w krytyce poczynań premiera Tuska, którą w Strasburgu wygłosił Ziobro, nie ma niczego zdrożnego. Ot, zwykły element demokracji - opozycja recenzuje władzę i ma do tego prawo.
Tak, opozycja ma prawo krytykować władzę. Może ją oceniać. Choćby jak najbardziej surowo. Jak nie potrafi inaczej, to niech nawet obrzuca ją błotem. To jej święte prawo. Tylko niech robi to u nas w kraju. To nie jest kwestia demokracji, ale dobrego smaku i dobrego obyczaju. Ale jak widać, w czasie kampanii wyborczej ani dobry smak, ani dobre obyczaje nie są w cenie.