Niech nikogo nie zmyli ten łagodny ton wypowiedzi. W rzeczywistości eufemistyczne określenia prokuratora generalnego są ostrą krytyką ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. Krytyką bardzo rzadko spotykaną na szczytach władzy. I ja się tej ostrej krytyce nie dziwię.
To w końcu szef MSW zapewniał, że tak naprawdę nic się nie stało, że sytuacja została opanowana i że w ciągu trzech dni zostanie wyjaśniona. Przekonywał nas również, że e-maile z pogróżkami o podłożeniu bomby to "szczeniacki wybryk". Trzy dni minęły, a my nadal niczego nie wiemy. Nie wiemy przede wszystkim tego, czy rzeczywiście był to "szczeniacki wybryk", czy też za akcją stała jakaś poważna, nie daj Boże, terrorystyczna grupa. A mamy prawo to wiedzieć. Mamy prawo wiedzieć, czy jesteśmy bezpieczni, czy służby odpowiedzialne za ochronę państwa działają należycie.
Nie będę tworzył tu teorii spiskowych, bo są lepsi, dużo lepsi ode mnie, ale mam prawo mieć pewne wątpliwości co do uspokajających deklaracji ministra Sienkiewicza, skoro po trzech dniach superspecjalistom z policji, ABW i innych trzyliterowych formacji nie udało się ani namierzyć, ani zatrzymać "szczeniaków" odpowiedzialnych za przymusową ewakuację szpitali, sądów i prokuratur. Jeżeli szef resortu spraw wewnętrznych uważa, że za jakiś czas sprawa ucichnie i media o niej zapomną, to jest w błędzie. Na pewno nie zapomną, bo w tym wypadku stawką jest nasze życie i zdrowie.