Był rok 1946. Niedawno skończyła się II wojna światowa. Stefan Niesiołowski miał dwa lata, a jego ojciec chrzestny Tadeusz Łabędzki został zamordowany podczas śledztwa. - Okoliczności nie są do końca jasne. W zeznaniach kierowcy UB, Edwarda Szymańskiego, opisane są ostatnie chwile życia wujka Tadka - mówi polityk w wywiadzie rzece z dziennikarzem Super Expressu Piotrem Lekszyckim. - Wynika z nich, że Józef Różański powiedział do wujka: „Wstań!”, ale on już nie wstał. Nie miał siły, tylko się uśmiechnął. Był brutalnie pobity, leżał na podłodze i być może widział już coś po tamtej stronie życia, czego żaden Różański ani inny kat nigdy nie zobaczy - dodaje Niesiołowski, któremu ciągle trudno o tym mówić, bo rodzinny dramat ciągnął się jeszcze wiele lat po śmierci wujka Tadka.
CZYTAJ TEŻ: Niesiołowski rozmawiał z KRWAWYM kumplem Hitlera! PRZERAŻAJĄCE wspomnienia
TUTAJ MOŻESZ ZAMÓWIĆ KSIĄŻKĘ "NIESIOŁOWSKI" PIOTRA LEKSZYCKIEGO
Informacja o śmierci Tadeusza Łabędzkiego dotarła do rodziny dopiero 10 lat po morderstwie. - Moja mama ciągle miała nadzieję, że jej brat żyje, że wywieźli go do Związku Radzieckiego, ale kiedyś wróci. Później okazało się, że wujek Tadek został zamordowany w kwietniu 1946 roku - wspomina Niesiołowski. - W suchej urzędniczej notatce przeczytaliśmy jedynie, że zatrzymany Tadeusz Łabędzki, syn Stefanii, urodzony w Filadelfii, zmarł w śledztwie. A przecież prawda była taka, że został zamęczony. Pamiętam płacz mamy i jej słowa: "Już nigdy wujka Tadka nie zobaczymy".
Po latach Niesiołowski spotkał oprawcę swojego wujka. Co mu powiedział? O tym i o innych historiach z życia Stefana Niesiołowskiego przeczytasz w książce "Niesiołowski" Piotra Lekszyckiego. MOŻESZ JĄ ZAMÓWIĆ TUTAJ