Semka: Holocaust ma w polityce Niemiec miejsce szczególne

2010-03-16 5:30

Protesty polskie i żydowskie przeciwko Widocznemu Znakowi porównuje Piotr Semka

"Super Express": - Czy Niemcy zmienią fomułę Centrum Wypędzonych po proteście środowisk żydowskich?

Piotr Semka: - Niemiecki rząd od ponad roku ignorował sygnały poważnych naukowców, którzy wskazywali na zbyt duże podporządkowanie muzeum Związkowi Wypędzonych. Obok Rady Fundacji oraz Rady Naukowej Widomego Znaku jest też ośrodek badawczy, który my nazywamy Centrum Przeciw Wypędzeniom. Na jego czele stoi Manfred Kittel, który przez lata akceptował wiele historycznych przesądów Związku Wypędzonych.

- Dlaczego Salomon Korn, wiceprzewodniczący Centralnej Rady Żydów w Niemczech, zdecydował się zaprotestować?

- Kilka tygodni temu okazało się, że na zlecenie rządu niemieckiego, ale pod nadzorem Manfreda Kittela, powstało opracowanie, które bagatelizowało obecność wielu działaczy NSDAP oraz członków SS w Związku Wypędzonych. Stwierdzono, że nie byli nazistami, tylko wstąpili do partii z oportunizmu. Myślę, że działaczy żydowskich najbardziej wzburzył i zaniepokoił właśnie ten tekst. Kittel zaakceptował wybielenie nazistów, którzy dominowali w Związku Wypędzonych po wojnie. Z Widocznego Znaku w ciągu ostatniego roku odeszło też trzech profesorów, w tym Tomasz Szarota, którzy uznali go za ciało polityczne, a nie naukowe. Rząd w Berlinie ma teraz twardy orzech do zgryzienia. Sprawdziły się ostrzeżenia wielu, że tu nie chodzi tylko o Erikę Steinbach, ale o całą konstrukcję projektu, która jest fatalna. Usunięcie złego kierowcy z zepsutego autobusu po roku jazdy nie poprawia sytuacji pasażerów i przechodniów. Autobus nadal jest do niczego. Zaś wpływy "wypędzonych" zbyt duże.

- Czy głos środowiska żydowskiego może to zmienić?

- Podejrzewam, że Manfred Kittel raczej nie utrzyma się jako szef Widocznego Znaku. Potrzebna będzie dyskusja, dość trudna dla Niemców, gdyż przez cały rok lekceważyli ostrzeżenia historyków polskich i czeskich. Gdy ci odeszli, ciężko będzie znaleźć kogoś, kto zaufa organizatorom.

- Dlaczego niemiecki minister kultury zignorował głosy Polaków i Czechów?

- To, że głos społeczności żydowskiej ma w tej sprawie większe znaczenie niż innych wynika z miejsca, jakie Holocaust zajmuje w polityce Niemiec. To Niemcy dokonali zbrodni na Żydach i zważywszy na szacunek dla pomordowanych w niemieckiej pamięci historycznej, ten głos jest najpoważniejszy. Wskazuje, że konstrukcja Widocznego Znaku nie budzi zaufania ofiar. Arogancja Steinbach była szczególna. Kilka miesięcy temu odważyła się nazwać Związek Wypędzonych największym niemieckim związkiem ofiar. Trudno, by wobec takiej arogancji społeczność żydowska nie była wzburzona.

- Co jest najbardziej kontrowersyjne w obecnej formule Centrum?

- Nie sprawdziła się deklaracja, że Centrum będzie znajdować się pod ścisłą kontrolą niemieckiego muzeum historycznego. Instytucji szanowanej przez Polaków choćby za wystawę o wrześniu '39. Zwiększono też liczbę "wypędzonych" w składzie Rady Fundacji Widocznego Znaku. Po trzecie, trudno traktować poważnie instytucję, na czele której stoi człowiek bagatelizujący nazistowską przeszłość liderów Związku Wypędzonych. Niemiecka chadecja powinna zorientować się, że "wypędzeni" to nie tylko 2 mln wyborców, ale kula u nogi, która utrudnia pojednanie i dialog z sąsiadami. Istnienie organizacji, w której przejmuje się członkostwo i poczucie krzywdy z pokolenia na pokolenie jest w dzisiejszej Europie ewenementem. Nawet byli więźniowie kacetów nie cieszą się takim przywilejem. Nigdzie w Europie nie ma czegoś podobnego.

Piotr Semka
Publicysta "Rzeczpospolitej" specjalizujący się w stosunkach polsko-niemieckich