- Działaliśmy zgodnie z prawem, opierając się na wewnętrznych regulacjach Sejmu RP. W przypadku wyjazdów zagranicznych nie obowiązują tzw. kilometrówki. Jest to rezultat zmian z 6 stycznia 2009 r. dokonanych przez Prezydium Sejmu, kiedy marszałkiem był Bronisław Komorowski. Od tego czasu jest prosty wybór: albo poseł dostaje bilet lotniczy, albo jego równowartość, i ma skutecznie dotrzeć na miejsce. Tego ekwiwalentu się nie rozlicza, o czym bardzo jasno stwierdzono w informacji Sikorskiego do dziennikarzy nt. wyjazdów zagranicznych posłów - bronił się Mariusz Antoni Kamiński.
Również Hofman zapewniał, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. Miał też wytłumaczenie, dlaczego tak późno posłowie przedstawili swoją wersję wydarzeń.
- Czekaliśmy z konferencją, bo to była nasza taktyka. Marszałek Sikorski i jego pomocnicy polityczni przeprowadzili na nas atak na ostatniej prostej kampanii wyborczej. A więc świadomie się nie odzywaliśmy, by nie szkodzić PiS. Po zakończeniu wyborów i wszystkim tym, co było związane z fałszerstwami, przyszedł czas, by opowiedzieć historię naszej podróży, tak jak wyglądała naprawdę. Do tej pory wszystko opierało się na interpretacji faktów i przepisów przedstawianych przez Sikorskiego, być może, by zaszkodzić PiS - twierdził Hofman.
Zobacz: Hofman, Rogacki i Kamiński idą na wojnę z Giertychem
Jego zdaniem, w tym że w Madrycie imprezowali razem ze swoimi żonami, nie było nic zdrożnego. - Za prywatne środki zachowaliśmy się, jak zachowaliśmy. To jest Madryt, Hiszpania i tam się tak ludzie bawią. Czy to jest powód, żeby zniszczyć polityka? - pytał były rzecznik PiS.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail