Historyk prof. Jerzy Eisler o Grudniu 1970: Tych ofiar mogło nie być

2010-12-17 3:30

To był zbrodniczy bałagan albo świadoma masakra. Mógł ją powstrzymać jeden telefon z Warszawy - o Grudniu '70 mówi specjalista od dziejów PRL

"Super Express": - 40 lat temu doszło do protestów, które przeszły do historii jako Grudzień 1970. Dlaczego akurat wtedy?

Prof. Jerzy Eisler: - Podstawa protestu miała podłoże ekonomiczne, ale negatywne zjawiska i konflikty kumulowały się w Polsce od połowy lat 60. Konflikt wokół rocznicy chrztu Polski, wydarzenia marcowe 1968 z rewoltą studencką, z antysemicką i antyinteligencką nagonką, emigracja 15 tys. osób... Do tego udział polskiego wojska w interwencji w Czechosłowacji w 1968 r. Lata 1968-70 był to najgorszy w historii PRL okres po czasach stalinowskich. Sama podwyżka cen, choć ogłoszona 11 dni przed świętami, była kompletnym brakiem odpowiedzialności, nie wystarczyłaby do takiej skali protestów.

Przeczytaj koniecznie: Wojciech Jaruzelski: Manifestacje pod domem generała

- W związku z terminem i skalą podwyżek pojawiła się teoria o prowokacji i wewnętrznym przewrocie w PZPR...

- Odrzuciłbym tę teorię. Gdyby sytuacja w PRL nie była aż tak zła, do takiej siły strajków i manifestacji by nie doszło. Podwyżki to była kropla, która przelała czarę goryczy. Ciekawe jest to, że protest, choć miał miejsce także w Krakowie, Białymstoku czy Wałbrzychu, z największą siłą wybuchł na Wybrzeżu. Przyjmuje się, że ludzie z miast portowych mieli kontakty z załogami pływającymi po świecie, wiedzieli więc, jak wygląda świat, że cała ta propaganda PRL jest mitem.

- Obrońcy PRL wierzą w te mity do dziś. Mówią o skoku cywilizacyjnym, szansie dla biednych, wykształceniu...

- Tylko tak się dziwnie składa, że niemal wszystkie kraje w Europie robiły to samo. Tyle że ze znacznie lepszym skutkiem niż PRL i za znacznie niższą cenę, dając realne korzyści swoim obywatelom. Propaganda mówiła: odbudowa kraju, awans cywilizacyjny i kulturowy, likwidacja analfabetyzmu, budowa mieszkań. Ale proszę mi wskazać kraj, który tego nie robił? I ludzie mieli tego świadomość.

- Odnośnie spiskowej teorii - mówi się o niej też przy okazji rozkazu strzelania do robotników wracających do pracy 17 grudnia.

- Wykluczyć tego nie można, choć śladu w dokumentach nie ma żadnego. Nie dostrzegam tu próby przewrotu, a raczej wzajemne wkraczanie sobie w kompetencje. W PZPR i władzach PRL tego nie brakowało. Kliszko, człowiek nr 2 ówczesnych władz, zamknął zakłady i wyjechał do Warszawy na naradę. Kilka godzin później Stanisław Kociołek, inny członek władz, wezwał robotników do powrotu do pracy. Robotnicy trafili rano na wojskową blokadę i doszło do tragedii.

- PRL-owski bałagan, a nie świadomy terror?

- Na dzisiejszym etapie badań nie przesądzę, które wytłumaczenie jest prawdziwe. Kociołek wielokrotnie tłumaczył, że próbowano ograniczyć rozmiary masakry. Zatrzymano komunikację, wysyłano emisariuszy do hoteli robotniczych. Tłumaczenia te nie zakładają jednego. Gdyby rzeczywiście chodziło o uniknięcie ofiar, można było ich uniknąć. Jednym telefonem w ciągu kwadransa likwidując blokadę wojskową. A ponieważ tego nie zrobiono, można mówić o graniczącym ze zbrodnią bałaganie albo świadomym działaniu prowadzącym do tragedii.

- Tym jednym telefonem mógł powstrzymać tragedię np. Wojciech Jaruzelski, ówczesny szef MON. Nie zdecydował się jednak, wolał zachować stanowisko.

- Jako minister był rzeczywiście odpowiedzialny za używanie wojska na Wybrzeżu. Pamiętajmy jednak, że jego poprzednik, Marian Spychalski, był przewodniczącym Rady Państwa. A na Wybrzeżu działał zaufany współpracownik Gomułki, wiceszef MON gen. Grzegorz Korczyński. Odpowiedzialność rozmywa się w znacznie szerszej grupie osób. Dlatego nie wierzę w wyrok skazujący Jaruzelskiego w procesie za Grudzień 1970. Dotyczy on tylko żywych. A całość odpowiedzialności w systemach dyktatorskich spada na dyktatorów. Jaruzelski ponosi ją za stan wojenny i lata 1981-89. W przypadku Grudnia 1970 może się łatwo bronić, że był w hierarchii władz powiedzmy osobą nr 20, nawet nie był w KC.

- Ludzie postrzegają Grudzień 1970 przez pryzmat filmu Wajdy, w którym pada sugestia: kiedy protestowali w 1968 studenci, odwrócili się robotnicy, kiedy protestowali w 1970 robotnicy, odwrócili się studenci.

- To stwierdzenie nie oddaje prawdy, będąc dalekim echem podejścia marksistowskiego, klasowego. Ja użyłbym tu kodu pokoleniowego, generacyjnego. W obu protestach był to bunt młodych. Pierwszego pokolenia wychowanego już po okupacji. Niepamiętającego II RP. Niewielu wie, że w marcu 1968 młodzi robotnicy stanowili największą grupę wśród zatrzymanych. Także w 1970 nawet na oficjalnej liście 45 ofiar śmiertelnych mamy np. dwóch studentów. Wielu wśród zatrzymanych i rannych.

- Wiele osób, które były zaangażowane w ówczesne protesty, stało się ikonami późniejszych ruchów, jak Kazimierz Szołoch, Andrzej Gwiazda czy Lech Wałęsa.

- Mieszkańcy innych części kraju pamiętają o masakrze na Wybrzeżu głównie przy okazji rocznic. Dla ich rodaków z Trójmiasta, Szczecina czy Elbląga było to jednak coś, co pamiętają na co dzień. Coś wciąż żywego. To było też doświadczenie ludzi, którzy współtworzyli nie tylko Wolne Związki Zawodowe, ale np. Bogdana Borusewicza z KOR i Aleksandra Halla tworzącego Ruch Młodej Polski. I wszyscy uzmysłowili sobie wówczas, że nie warto wychodzić na ulice. Że strajk okupacyjny w fabryce jest dla władz trudniejszy do stłumienia niż na zewnątrz. Nie jest przypadkiem, że Sierpień 1980 pokrył się w dużej mierze z protestem z 1970 roku.

Patrz też: Kiszczak: Stan wojenny uratował Polskę

- Podobne protesty w bloku komunistycznym często wykorzystywano jako pretekst do zmiany składu na szczytach dyktatur. Także tym razem. W kraju kolonialnym jak PRL nie mogło zdarzyć się nic istotnego bez zgody Moskwy...

- W dziejach PRL czynnik radziecki był niemal zawsze decydujący. Podobnie tym razem Moskwa upatrywała następcy Gomułki w Gierku. Dziś wiemy już - znacznie wcześniej niż w 1970 roku. Wiemy też, że rola Sowietów była tu większa, niż wydawało się historykom jeszcze 10 lat temu. Szef KPZR Leonid Breżniew liczył na to, że Gierek będzie bardziej elastyczny i da się przekonać np. do kolektywizacji rolnictwa. Jeszcze przed dniem masakry w Trójmieście i starć w Szczecinie Moskwa zgodziła się, że w przypadku odejścia Gomułki oni wskażą właśnie Gierka. Bez dostępu do archiwów ZSRR nie znamy wielu szczegółów. Wiemy jednak, że doszło np. do spotkania radzieckiego premiera Kosygina z wicepremierem PRL Jaroszewiczem. To bezprecedensowe wydarzenie. W tamtych czasach mogło dojść do spotkań wicepremiera ZSRR z premierem znad Wisły, ale nie odwrotnie! I nigdy wcześniej ani później to się nie zdarzyło. Podczas tego spotkania Kosygin poinformował, kogo towarzysze z Moskwy widzieliby w roli szefa PZPR.

Prof. Jerzy Eisler

Historyk PAN i IPN, specjalista od dziejów PRL